Niusy

16.06. 2003

Pokoncertowe refleksje.

Po maju i po czerwcu. Pidżamowe refleksyje pokoncertowe.

Nigdy chyba w Pidżamie Porno nie mieliśmy tak obfitującego w emocje i „pracowitego” maja. Z lekkim opóźnieniem, dzielimy się z Wami tym, co sami przeżyliśmy i co już jest za nami. Koncertowo rozstajemy się do jesieni (choć nie wykluczamy kilku mniejszych, wakacyjnych koncertów w kraju – np. 26 lipca w Lidzbarku). A że jest co powspominać – przed lekturą – radzimy zaopatrzyć się w bronxa, herbatkę lub co tam jeszcze innego sympatycznego preferujecie… My zaś ostro zabieramy się za nowe piosenki. Miłej lektury.

Londyn. Spełniło się jedno z naszych największych i najbardziej skrytych marzeń. Gdy pojawiła się propozycja zagrania koncertu w Londynie, długo traktowaliśmy ją jako kolejny żart z cyklu: „przyjedźcie kiedyś do Paszczękowa, trochę ludzi tu na was czeka”. Jednak po tym jak pojechał tam Kult, wrócił i mówił, że niesamowicie było – podjaraliśmy się wielce. I warto było swoje marzenie spełnić! Zagraliśmy koncert w jednym z największych londyńskich klubów – w Astorii 2, a wszyscy na sali rozumieli po polsku. Ocena samego koncertu: (7).
Dużo większe wrażenie zrobiły na nas pokoncertowe rozmowy z rodakami na polskim squocie gdzieś w L. Cały wyjazd – przede wszystkim za sprawą Bucha (czyli Artura i Dzikiego – mega dzieksyyyy!!!) – max, czyli 10.

Poznań. Było o 3 nieba lepiej niż na ubiegłorocznych Juwenaliach na Malcie. Organizatorzy ustawili nas trochę dziwnie: zaraz po wręczeniu kluczy, jako pierwszy zespół na koncercie i w dodatku prosili byśmy grali godzinę. Stąd wielu ludzi było nieco zdezorientowanych. Ocena: (7)

Warszawa. To już drugi raz z Kultem i na Dziedzińcu UW. Drugi raz bilety rozeszły się jeszcze przed koncertem, na miejscu ludzi prawie z 10 tysięcy. W porównaniu z zeszłym rokiem grało się nam pewniej, ludzie bawili się intensywniej – stąd też i ocena bliska ideału: (9,5)

Opole. Nasze koncerty na Piastonaliach to już powoli nowa świecka tradycja. Graliśmy w namiocie PO już trzeci rok z rzędu. Nie ukrywamy, że koncerty w tym miejscu, mimo wątpliwej akustyki zawsze nam wychodzą. Trochę baliśmy się frekwencję, bo w Opolu wjazd jest zawsze płatny i pogoda od tej właśnie niedzieli skiepściła się strasznie. Namiot był jednak prawie pełen – a koncert jak zwykle prima i merullo. Ocena (9)

Katowice. Jadąc na Śląsk zawsze możemy być pewni publiczności, bo robi atmosferę na koncercie jak rzadko gdzie. Miny nam jednak nieco się wydłużyły, gdy dotarliśmy na Ligotę,( na niespełna godzinę przed naszym koncertem) a ludzi było jak na lekarstwo. Za to chmur stalowych, kałuż i nieziemskiego błota w ilościach nieziemskich. Jednak kiedy już na scenę wyszliśmy – wszyscy byli już na swoich miejscach. Koncert z serii tych, które się pamięta długo.
Ocena: (9,5)

Bydgoszcz. Kiedy dotarliśmy pod scenę i zobaczyliśmy sprzęt, na którym mieliśmy zagrać noże w kieszeniach się nam pootwierały. Takimi paczkami można by od biedy było nagłośnić średni klub a nie plener z kilkoma tysiącami osób na pokładzie. Tutaj wielkie ukłony dla Mirmiła, naszego dźwiękowca, który wykręcił z tego padła znacznie więcej niż się dało. A skoro Bydgoszczaki bawili się świetnie – to i sam koncert w naszej ocenie wypada świetnie. Ocena
(8,5).
Gdybyście jeszcze w Bydzi na nasze sztuki klubowe przychodzili tak jak na free plenery – byłoby już zupełnie extra.

Kędzierzyn – Kożle. Najsutniejszy nasz koncert na całej trasie. K-K to ponoć jedno z najbogatszych miast w Polsce, z minimalnym bezrobociem, świetnie ( jak na polskie warunki) prosperującym przemysłem, z domem kultury bez problemów finansowych. Była sobota, piękna pogoda, wjazd na koncert bezpłatny… Wszystko zapowiadało się cudownie … tyle że ludzi było wokół jak na lekarstwo. Bardzo miła Pani zapowiedziała nas jako Krzysztofa Grabaża Grabowskiego wraz z zespołem Pidżama Porno. Zabrzmiało nam w uszach: Jerzy Tytan Połomski z zespołem „Frykadelle”. Co tu dużo ukrywać sam koncert zagraliśmy przy minimalnych emocjach. To że mogliśmy do siebie się po wszystkim jeszcze odzywać zawdzięczamy garstce ludzi, którzy fajnie się pod sceną bawili. Wy uratowaliście ten koncert i zapobiegliście hańbie. I po wszystkim, gdy tak sobie analizowaliśmy ten „występ” – zadawaliśmy sobie nawzajem pytanie: dlaczego gdzie indziej, gdzie jest o wiele biedniej, za wjazd na koncert trzeba zapłacić sporą kasę _ ludzi jest znacznie więcej i bawią się wspaniale? Ilu ludzi w miastach, w których nigdy nie dane będzie nam zagrać wkurzy się teraz? Za dobrze też niedobrze? Ocena (4)

Piotrków Trybunalski. To był nasz pierwszy raz, ale za to jaki!!! Fiesta w amfiteatrze swoją intensywnością dorównywała tej z Przystanku Woodstock. Bez przesady powiemy, że to zdecydowanie najlepsza publiczność przed jaką kiedykolwiek graliśmy – z całym bezgranicznie wielkim szacunkiem dla Warszawy czy Śląska!!! Więc wyobraźcie sobie Ślązacy i Warszawiacy jak tam musiało być! To była suma nieba i piekła. Ocena: max, czyli (10) – ale to i tak za mało.

Łowicz. W mniejszych miejscowościach, na tego typu imprezach zawsze wieje grozą. Ludzi zazwyczaj trochę się pojawia, niemniej tak zwani „świadomi” stanowią mniejszość. Resztę uzupełniają przypadkowi gapie, ludzie, którzy po prostu przyszli bo jest za darmo koncert, no i przede wszystkim – miejscowi killerzy, dla których „taaaki event” jest doskonałą okazją by się „pokazać”. Ciężko się gra takie koncerty, zwłaszcza kiedy się do końca nie wie, czy wyjdzie się z tego całym czy nie. Równie ciężko odnaleźć się w tym zgiełku, kiedy okazuje się, że to co grasz doskonale się sprawdza jako akompaniament do mordobicia. Tak czy owak w Łowiczu nie było aż tak drastycznie i wszystko po kościach się raczej rozeszło. Ocena: (6) – czyli trochę powyżej średniej.

Praszka. Nie ukrywamy, że tego koncertu najbardziej się baliśmy. Kapkę wyżej opisaliśmy jak wyglądają koncerty w miejscowościach, które nie są duże. Był koniec maja, na dworze upał wielki, a koncert miał się odbyć w sali domu kultury i w dodatku był biletowany. Z naszego doświadczenia wiemy, że to nie mogło się udać. Rozczarowaliśmy się okrutnie!

Sala była pełna, atmosfera w środku dużo gorętsza niż na zewnątrz – no i zagraliśmy ponad dwie godziny. Żeby było weselej – powiemy, że organizacją koncertu zajął się Andrzej, który w Praszce jest radnym! Spisałeś się na medal! Po koncercie odbyliśmy przemiłą imprezkę z organizatorami, z kapelami, które grały wtedy z nami no i … sympatycznie było – co tu dużo ukrywać. Ocena: (9,6)

Łęczyca. Bardzo, bardzo dziwnie tu było… No więc okazało się że:
Po pierwsze: z ankiety, którą władze przeprowadziły wśród młodzieży wyszło że z zespołów, które najbardziej chciałaby zobaczyć i usłyszeć na Dniu Dziecka w Łęczycy zajęliśmy 3 miejsce – zaraz za Ich 3 i Wilkami. Kiedy okazało się, że w.w. kapele już w Ł. grały wcześniej – stanęło na tym, że to my mamy tam robić za tzw. „gwiazdę pierwszej wielkości” (sic!).
Po drugie: władze do końca w tym postanowieniu utwierdził syn Burmistrza Łęczycy., który okazał się być naszym wielkim fanem (pozdrawiamy!).
Po trzecie: koncert prowadziła Agata Młynarska.
Po czwarte: jako nasz support zagrała IRA J. Kiedy grali Gadzio i spółka, Pani Agata M. – niczym Jerzy O. na Woodstocku – brała w koncercie czynny udział, starając się być – takie nieodparte wrażenie mieliśmy – ważniejsza niż sama IRA – a to wydzierając się głośniej niż zespół, a to nachalnie i natarczywie zachęcając publikę do wzmożonych owacji. Słuchajcie -w przeciwieństwie do Owsiaka … to naprawdę wiało makabryczną groteską.
Po piąte: całości towarzyszył regularny piknik: z watą, rożnem i karuzelą.
Od razu zastrzegliśmy więc organizatorowi, że nie zaakceptujemy podczas naszego występu „czynnej” obecności w.w . damy. Poinformowaliśmy, że jakakolwiek próba wtrynienia się nam w występ zakończy koncert PP w Łęczycy. Skończyło się na tym, że zapowiadał nas sympatyczny Pan Burmistrz a Pani AM krzyknęła cieniutko: „… a teraz przed wami Pidżaaama Pornoo! Publiczność pod barierkami momentalnie się wymieniła i jakoś pojechaliśmy z koksem. Całość zakłócił jedynie incydent z ochroną, która pod koniec koncertu zrobiła sobie pokazówkę – w pięciu demolując pod samą sceną, na naszych oczach, jakiegoś nieboraka. Zawsze w takich przypadkach – najpierw staramy się zareagować dyskretnie, mówiąc ochronie „na ucho”, że nie tolerujemy takich „jazdek”. Gdy dyplomacja zawiedzie trzeba iść na konfrontację – czyli przerwać koncert i przez mikrofon zaapelować do obu zwaśnionych stron o powściągliwość. Po koncercie kiedy wyjaśnialiśmy sobie z ochroną ów incydentos, ci zapewniali nas, że próbowali obezwładnić jakiegoś niespotykanie brutalnego osobnika (opluł bramkarza…) i że czują się osobiście dotknięci formą naszej interwencji. A my niby skąd mieliśmy to wtedy wiedzieć? Jak byście Wy zareagowali, kiedy tabun wielkoludów w czarnych kamizelkach pastwi się nad jednym koleżką wyciągniętym zza barierek. Sam koncert, ocena: (6)

Koncert w Trójce. Kolejne nasze marzenie, choć może nie tak wielkie jak w przypadku Londynu się spełniło. Prawdą jest, że w dużej mierze nasz koncertowy pobyt na Myśliwieckiej zawdzięczamy Wam wszystkim, którzyście atakowali 3kę mejlami w sprawie naszego u nich koncertu. Strasznie długo to trwało zanim zdecydowali się spełnić Wasze życzenie. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło… i z wzajemnością. Sam koncert w Studio Agnieszki Osieckiej – czujemy – że mógł być sporą frajdą dla tych, którzy się tam razem z nami znaleźli. Bardzo nam w tym dosyć niecodziennym dla nas przedsięwzięciu pomogliście. Bardzo Wam dziękujemy ze tę pomoc!!!! Ci, którzy tam byli widzieli, że to nie jest typowe miejsce gdzie zazwyczaj koncertujemy, a gdy dołożymy do tego świadomość, że słuchać nas może parę setek tysięcy przed odbiornikami, to wyjdzie Wam : +/- natężenie stresu, który nam wówczas towarzyszył. Musimy postawić sobie dwie oceny za ten koncert.
Pierwsza: za to co mogli usłysze ci, którzy tam byli. I tu raczej nie powinno
być błędu: (8).
Druga: wiąże się z tym co my sami usłyszeliśmy już z nagranego materiału z Trójki. I tu możemy uderzyć się w pierś i powiedzieć, że tak naprawdę i do końca to nie usłyszeliście w radiu Pidżamy. To grał inny zespół. Całość brzmienia została tak silnie skompresowana, że zupełnie zniknęły gitary, basu nie było prawie wcale – za to Wy wysłuchaliście koncertu na wokal i blachy, co jest raczej średnią atrakcją. W każdym razie załamaliśmy się tym co usłyszeliśmy, bo zdaliśmy sobie sprawę, że przynajmniej w transmisji, polegliśmy z kretesem. Ocena (5)