Niusy

03.04. 2007

OSTATNI MARZEC TEGO LATA

Września. Miasto leży niecałe 50 km od siedziby zespołu, a dopiero w dwudziestym roku działalności Pidżamie zdarzyło się tu zagrać po raz pierwszy. Regdos stwierdził, że to był dobry koncert… a to wyjątkowo wybredny meloman, poza tym pewien Jankes – native speaker – na występach gościnnych we Wrześni, stwierdził, że mamy szanse na karierę w Jueseju no i w razie czego mógłby zostać naszym Brianem Epsteinem. Dobre! Ocena: 8

Szczecin. Koncert odbył się w cieniu dwóch tragedii: śmierci Damiana, forumowicza PP i Ronniego zabitego przez psychopatę przed Alter Ego, klubie o 70 metrów oddalonym od Słowianina. Zadedykowaliśmy im „28” i „Idą brunatni”. Tym razem ekstazy nie było – było dużo młodzieży i chyba z naszym wiosennym setem nie trafiliśmy im prosto w serca. Po koncercie, przy pakowaniu sprzętu do kontenera przyszła grupa młodzieży groźnej z kijami siną farbą kłutymi… więc mając nienajlepsze przeczucia zrezygnowaliśmy z zaproszenia do Alter Ego. Ocena: 8,5

Gdańsk. Koncert w 99,99% dla dorosłych. Było spoko. Okazało się, że nasza młodzież starsza niewiele różni się od kinder punków… w tym sensie, że obie grupy wyglądem różnią się niewiele – stąd wniosek następny, że często nadając kinderpankowe stygmaty trafiacie kulami w płoty. Wracając do samego koncertu ? był to początek serii piekielnej na tej trasie za co Gdańszczanom serdecznie dziękujemy! Ocena: 9,9

Łódź. Frekwencyjny rekord na trasie! Łódź pobiła Kraków! To tak jakby Mateja Robert wygrał z Małyszem Adamem w klasyfikacji końcowej Grand Prix. Nowa „Deko” z zewnątrz i z wewnątrz wygląd ma klasycznie łódzki, czyli obsiurpany do granic możliwości, ma jednak jedna niezaprzeczalną zaletę, o której inne koncertowe miejscówki (z wyjątkiem Palladium i WFF) w tym biednym kraju mogą tylko pomarzyć – doskonałą ( jak na polskie warunki) AKUSTYKĘ! Proszę uwierzyć granie w takim miejscu dla muzyków to czysta przyjemność. Przy tak pozytywnej publiczności przyjemność wzrasta zbliżając się do punktu wrzenia. Ocena: 10

Kraków. Ludzi było mniej niż na urodzinach, ale za to nasze wspólne interakcje pobiły atmosferę z urodzin na całej długości. To były nasze pierwsze, gorące opinie zaraz po koncercie. Każdy wyrzucał z siebie to samo zdanie: Szkoda, że nie na urodzinach. Dziś z dwudniowej perspektywy tłumaczę sobie z przekorą ? że może tym razem było mniej „sezonów” :P. koncert miód! Ocena:10

Katowice. No więc organizatorzy byli na klasycznych dilejach, dzień wcześniej było czyjeś kawalerskie i kumacja wzajemna przebiegała zacinająco. Ludzka sprawa. Zdarza się. Dużo gorzej sprawa się ma, że nikt nie raczył nas powiadomić, jak przebiega wpuszczanie ludzi do klubu. Jak wiadomo, od czasu Bitwy pod Płowcami zawsze czekamy z rozpoczęciem koncertu aż większość ludzi do klubu się wtłoczy. I od czasów Bitwy pod Płowcami zawsze znajdą się malkontenci, którzy zapominają, że nie są na koncercie sami i że poza tym, że udało im się wejść do klubu wcześniej, niczym nie różnią się od tych, którzy na wejście czekają. Na Boga, czy to tak trudno zrozumieć??? Nie mogąc doczekać się kogokolwiek z organizatorów, po 3 kwadransach podjęliśmy decyzję, że wychodzimy bez sygnału od klubu. Wyszliśmy, gramy „Każdy nowy dzień…” i nagle widzimy pierwszego lotnika, który spierdala się zaraz za barierki: na łeb i na szyję. Za chwilę drugi. I nie widzimy pod sceną ani jednego osobnika (tzw ochrona), który jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo na koncercie. Trzeba było powiedzieć komunikat BARDZO DUŻYMI LITERAMI, bo w odróżnieniu od gospodarzy publiczność nie jechała tego dnia na opóźniaczach. Czytając niektóre komentarze po katowickim koncercie, odniosłem wrażenie, że co poniektórzy, zdegustowani uczestnicy owego eventu mają we łbach buty miast oleum. Zadym w sprawie ochrony był związany z waszym bezpieczeństwem! Skoro nikt z odpowiedzialnych za to osób nie był odpowiedzialny, ktoś inny musiał zareagować. I zareagował. Koncert był na sporym spinakerze piekielnym, ludzi jak na Maracanie, pot zbierał się nawet w coca coli. Ocena:9