Niusy

10.10. 2001

Parę zdań na temat pierwszej części trasy

Po pierwsze było zajebiście, bo przyszło dużo ludzi: Warszawa ponad 1000, bilety sprzedane wszystkie, tłok w środku nie do opisania, Stalowa Wola ponad 800 osób(!!!brawo PiotreK!!!), Krosno&Lublin (400osób), Łódź – mimo że to niezbyt duży klub bilety wysprzedane!!! Tak nawiasem mówiąc to pierwszy od 14 lat klubowy koncert Pidżamy w Łodzi.
Po drugie było zajebiście, bo wyszły zajebiste koncerty. jak wiadomo o tym czy koncert jest dobry, średni taki se, czy beznadziejny decydują – praktycznie po połowie – publika i zespół.Naprawde nieczęsto ma się grając koncert wrażenie,że urywa ci dupę – a tak było na pewno w Lublinie(10), Łodzi(10) i Warszawie(9,5). Bardzo dobre koncerty były w Stalowej Woli (9), Krośnie i Rybniku (oba po 8).
Chcielibyśmy podziekować baaardzo: Piotrkowi Pieniążkowi & His Wife Ewa, Andrzejowi Sroce, Darkowi Pańkowskiemu, Ryskowi Krasnodębskiemu, Proximie, Arkowi Szymańskiemu,Robertowi Piorowi i całej ekipie z Domu Kultury w Boguszowicach ( kawał dobrej roboty), Wojtkowi Lekkiemu i Remontowi w Suchej B. – Nastepnym razom musi byc lepiej – więc dotrwajcie!!! Wiesi Szczurtek. Bez tych osób ich pomocy, wiary i zaufania w nas nie spotkalibyśmy się na tej części trasy. Zajebiste Bóg zapłać!!!!!!!

Problemy:
Kwestia skoków ze sceny: Oficjalne nasze stanowisko jest takie, że wkurwia nas to nieziemsko – zwłaszcza tam gdzie nie ma ku temu warunków – patrz Lublin!!! To zaprawdę żadna przyjemność zaliczac co chwile plombę w zęby od jakiegoś Małysza, który trąca raz ciebie raz statyw, raz kabel. Naszym zdaniem Scena jest dla nas reszta dla was. Jaką mamy gwarancję, że koleś wskakując nam na scenę nie chce w ramach bezgranicznej miłości, ewentualnie protestując przeciwko rzekomej „komercjalizacji” Pidżamy przeżenić kogoś z nas nożem. W Skierniewicach znalazł sie śmiałek, który chciał przymierzyć szapoklak Grabaża – oczywiście wtedy kiedy on śpiewał. Dla nas takie akcje są równoznaczne z poklepywaniem panien po dupskach lub zakładaniem kolesiowi protekcjonalnie łyżki na benka z przyległościami – czyli chamstwo i wieśniactwo. kolesia szczyściliśmy szybko i niemiłosiernie, zrobilismy to sami ponieważ ochrona koncertu była na nas obrażona, bo nie mogła wpuścić nikogo na lewo. Rzeczywistość,z którą spotkaliśmy się na tej trasie zmusza nas do poważnego zastanowienia się nad tym czy w ogóle nie wyeliminować skoków ze sceny podczas naszych sztuk.
Incydent lubelski: Też właśnie spowodowany był skokami ze sceny. Ale od początku.Przed koncertem szef ochrony tradycyjnie, jak co roku zapytał nas, co ze skokami ze sceny. Tradycyjnie odpowiedzieliśmy, że niech skaczą – byle bez przegięć. W Lublinie tradycyjnie bez przegięć z tej strony się nie da – więc koleżka z ochrony widząc, Grabaża, który po raz piąty zalicza w twarz z mikrofonu szturchniętego przez fana wkroczył do akcji. Z tego co było widać ze sceny wszystko zaczęło sie od wymiany zdań i gestów. Potem ochroniarz wskoczył w tłum i zaczął wyciągać gościa z którym wymieniał poglądy. Koncert przerwaliśmy w momencie kiedy obaj panowie zaczeli rozmawiać przy użyciu kończyn.
Wszelkie apele o nieprowokowanie się nawzajem nie przyniosły rezultatu. Gość opuścił klub. W tym momencie wiadomo było, że koncert dalej trwać nie może. Grabaż zeskoczył ze sceny i poszedł zobaczyć co się z biedakiem
stało. Biedak leżał przed klubem na glebce przytrzymywany przez ochroniarza a obok kilku pankowców, których prawdopodobnie ów nieszczęśnik nie był przyjacielem chciało pomóc temu, który na nim siedział. Doszło do wymiany zdań między Grabażem a szefem ochrony na temat przyszłości w klubie gościa. Stanęło na tym, że Grabaż wziął koleżkę pod ramię i wrócił z nim na salę. Koleś do końca koncertu przesiedział na scenie obok Pidżamy. Cała ta zadyma – oczywiście bezsensenowna i niepotrzebna. Co gorsza – obserwując ją od samego początku nie jesteśmy w stanie stwierdzić kto tak naprawdę zawinił. Konsekwencje tego zamieszania dla nas mogą natomiast być takie, że w Graffiti możemy już nie zagrać…