Niusy

02.10. 2014

Pidżama Porno wraca na scenę!

Nadszedł czas, by odkryć wszystkie karty. Tej informacji nie możemy już dłużej trzymać w tajemnicy. Od przyszłego roku Pidżama Porno wznawia działalność! Wszelkie szczegóły Grabaż zdradza w wywiadzie poniżej ;) Zapraszamy do lektury!

Grzegorz Kociuba: Przygotowałem na dzisiaj 10 pytań…

Krzysztof Grabowski: Zacznijmy od tego, że piwo Lech jest okrutnie słabe. Mówiąc krótko – syf.

GK: Jaką częścią Twojego życia jest nuda? Czy takie zjawisko w ogóle w Twoim przypadku występuje??
KG:
Tak… przed reaktywacją Pidżamy Porno (lata 90-te) byłem u psychologa, który zdiagnozował u mnie syndrom wolnego czasu. Nie czułem się wtedy najlepiej, byłem na granicy depresji ponieważ nie umiałem się odnaleźć w wolnym czasie. Pracowałem w radiu wtedy, dyżur trwał tylko cztery godziny. Siedziałem tam 8 godzin, wracałem do chaty w której nikogo nie było bo żona pracowała w telewizji. Kompletnie nie wiedziałem wtedy co mam ze sobą zrobić. Nie grałem na gitarze, nie pisałem piosenek, nie było wtedy Internetu a facebooka w szczególności no więc byłem tak trochę bezradny sam wobec siebie. Radio pewnego dnia zaproponowało swoim spikerom jedną wizytę u psychologa. Poszedłem do gościa a ten – potraktował mnie dosyć ostro. Nie ukrywam żeśmy się trochę pokłócili. Apogeum ostrej wymiany zdań wyglądało mniej więcej tak:
-To co pan najbardziej lubi w życiu robić?
-Najbardziej, kurwa, lubię pisać i śpiewać piosenki.
-To niech pan to kurwa robi!
Był to 1994 rok. Niedługo po tym przyszedł do mnie Jacek Kąkolewski, który po raz kolejny zadał mi pytanie czy może chciałbym reaktywować Pidżamę. Powiedziałem wtedy tak, na co on strzelił klasycznego karpia. Później, po reaktywacji, zacząłem znowu grać na gitarze, pojawiły się piosenki i ta myśl o zespole pochłonęła mnie całkowicie. Absolutnie nie nadawałem się na babysittera w tamtym czasie, więc ten zespół, do reaktywacji którego namówił mnie psycholog i Paweł Dunin Wąsowicz wkradł się we mnie jak taki wiesz, ciężko usuwalny rak, którego ciężko usunąć i którego nawet nie chcę usuwać.

GK: Czyli w Twoim życiu teraz za bardzo nudy nie ma?


KG:
Ja czasami lubię się nudzić. Najbardziej lubię się nudzić jak wracam z koncertu i jest niedziela. W ogóle jest to dzień, w którym najbardziej lubię wracać z koncertów, ponieważ jest stosunkowo mały ruch na drodze. Jak jest jeszcze liga to staram się dojechać do domu przed 15-stą żeby zdążyć na mecz i nie musieć słuchać Sjesty w Trójce ;) . Wracam i mam taki dzień śmierdzenia. Po prostu leżę, śmierdzę i oglądam sobie mecze, Ligę + Extra i idę spać. Ale następnego dnia nie wyobrażam sobie żebym miał powtórkę z tego śmierdzenia zrobić, bo bym się chyba porzygał. Wiesz, jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, moje hobby stało się moją pracą. Pracą, która pozwala utrzymać mi siebie i rodzinę na w miarę sensownym poziomie. Poza tym jestem jak każdy artysta próżnym i lubię jak ludzie na moim koncercie dobrze się bawią. Fajna taka robota jest, dostarczać ludziom przyjemności.

GK: 30-sto lecie działalności masz za sobą. Zastanawiałeś się już nad tym w którą stronę chcesz skierować teraz swoją karierę artystyczną??

KG: Tak ;)) Zastanawiałem się ;))

GK: Ale nie zdradzisz nam?? :)

KG: Zastanawiałem się i wiem ;)) Nie … no sytuacja jest prosta. Żyjemy w ciężkich czasach dla polskich artystów i zespołów. Ten rząd, który mam nadzieję odejdzie już wkrótce… jak ten wywiad się ukaże to pewnie będzie już po wszystkim. Ale mówię tutaj o Tusku, kurwa mówię tutaj o Tusku! Nie było bardziej faszystowskiego rządu dla artystów niż szajka tego rudzielca. Na początku nawet go, kurde, lubiłem, osobiście do dzisiaj go nawet lubię ale to jest największy szkodnik. To był taki Janosik, który zabierał artystom. Wiadomo, że artyści nie mają teraz najlepszego powietrza w Polsce i każda nasza wtopa niezmiernie cieszy gawiedź. Takie polskie piekiełko, polski kociołek w piekle działa bez zarzutu i dymi pełną parą. Artyści w Polsce mają teraz przejebane, płacą z 5 czy 6 podatków a jak w przyszłym roku jeszcze wprowadzą ZUSy od umów od dzieło to nie wiem ile te bilety będą kosztować…
To jest tak, oni przywalają w artystę, dowalają nam coraz to kolejne podatki i koniec końców to się zawsze odbija na publiczności, która musi więcej płacić za fanaberie Tuska. Komuniści, nawet, nie zabrali nam 50 % kosztów uzysku a dokonał tego Tusk razem z tym Rostowskim. To są dla mnie bandyci. Artystów w tym kraju jest niewielu więc mogli nam to odpuścić. To jest odkuwka na mediach bo dziennikarze byli z nami w jednym worku więc to prawdopodobnie chodziło o to, żeby im przytrzeć troszkę nosa. Ale jak mówię, artyści nie są nigdzie zatrudnieni, sami muszą sobie płacić ZUS (jeśli mają za co) i jak zachorują to mają niefajnie. Ja nie choruję, bo nie mogę i chwalę Pana za to, że trzyma mnie w jako-takim zdrowiu. Wiem że nie będę miał żadnej emerytury a te 1,50 co mi naliczyli to mogą sobie w dupę wsadzić i to taką nie naoliwioną.
Wiesz, opodatkowali 23% VATem bilety, później te firmy które rozprowadzają bilety biorą kolejne 23% i z tej ceny którą płaci nasz widz… i ten widz musi wiedzieć, że do artystów z tego trafia może ¼. Resztę bierze państwo, organizator i inni pośrednicy. Do tego nie jestem Vatowcem i nie mogę sobie tego podatku odpisać, płace podatek dochodowy i od wynagrodzeń, od płyt od, wszystkiego … ale o czym było pytanie?? :)

GK: W którą stronę chcesz pójść.

KG: Prawda jest taka, że mój głos już nie jest najlepszy. Praktycznie wygląda to tak, że śpiewam i potem idę się leczyć. Śpiewam i się leczę i tak w kółko… i jest to jakby ci to powiedzieć – w chuj nudne No ale… taką mam pracę i muszę się z tym liczyć. A wszystko się zaczęło od tego że polscy artyści jak mówiłem mają przejebane. Mają przerypane ze względu na podatki, ze względu na zmniejszającą się coraz bardziej liczbę miejsc w których mogą się wystawić i zagrać, coraz mniejsze zainteresowanie polskiej publiczności, konkurencję ze strony zagranicznych zespołów, mnogość tych koncertów… Biorąc to wszystko pod uwagę musisz nieźle pogłówkować – jak się w tym wszystkim odnaleźć i jak znaleźć swoją drogę. I to cały czas u mnie trwa…

GK: Ale masz jakiś konkretny pomysł?

KG: Słuchaj, ja nie potrzebuję już żadnych pomysłów. Udało mi się w mojej karierze wypromować dwie marki. Pidżama Porno i Strachy Na Lachy. Z Pidżamą nagrałem 6 płyt na których jest ponad 70 piosenek… Przyszedł taki moment, w którym zacząłem tęsknić za tymi piosenkami bo to jest kawał mojego życia. Z drugiej strony był, jest i mam nadzieję, że będzie taki nacisk, taka presja fanów na to, żeby ten zespół grał. Także wiesz… z Pidżamą Porno był problem, który się rozwiązał w Jarocinie. Ale zanim… masz jakieś następne pytanie??? ;)

GK: Oczywiście… Jak się czułeś w Jarocinie wkładając szapoklak na głowę po raz kolejny??

KG: Szczerze? Chciałem mieć to jak najszybciej za sobą, żeby już go wreszcie ściągnąć ;) To była taka chwila i taki moment, która wiesz… zupełnie wbrew mnie została jakoś tak mega napompowana. Wydawało mi się że to będzie kolejny koncert, który się weźmie praktycznie z marszu. Okazało się, że tak nie będzie. Rzeczywiście było spore parcie nie na tyle co na mój jubileusz co na koncert Pidżamy, tak? Umówmy się, że Pidżama Porno w tamtym składzie była w stanie zagrać tyle ile zagrała i ani centymetra więcej. Chłopaki pracują na etatach i próby mogły by być jedynie w weekendy. W weekendy – my gramy koncerty… i tak koło się zamyka. Wracając do tej tęsknoty mojej, mam prawo śpiewać swoje piosenki kiedy chce i jak chce ale nie mogę się kopać z koniem. Jeżeli ludzie chcą słuchać piosenek Pidżamy Porno i ja się za tymi piosenkami stęskniłem… to nie mogę tego kurde robić na odpierdol. Natomiast te przyczyny, przez które w 2007 roku zawiesiliśmy działalność Pidżamy, one w 2014 roku, czyli 7 lat później nie ustały a wręcz przeciwnie, nawet się nasiliły. Wiedziałem, że aby Pidżama mogła grać potrzebne są radykalne cięcia personalne. Do tego właśnie doszło w Jarocinie. Długo ze sobą walczyłem, ale doszedłem do wniosku że taka forma pożegnania Jula i Dziadka będzie najbardziej odpowiednia. Nie wiem co oni o tym sądzą, pewnie są rozżaleni.

GK: No Julo potraktował to bardzo emocjonalnie, co było widać na końcu koncertu.

KG: Ja mu się wcale nie dziwię. Każdy emocjonalnie do tego podchodził. Julo w tym wszystkim, suma summarum, miał najwięcej pecha, no ale cóż… Zespoły zmieniają swoje składy i w Polsce chyba nie ma zespołu, który od początku do końca grałby w tym samym zestawieniu. Pidżama Porno też wielokrotnie zmieniała muzyków, ten skład się zmieniał. Faktem jest, że ten z Julem i Dziadkiem utrzymał się najdłużej. 7 lat temu ta nasza podróż się skończyła i koniec tej podróży miał też swoje podłoże personalne. Próbowaliśmy trzykrotnie podejść do tego tak, żebyśmy mogli grać od czasu do czasu. Udało się to tylko za pierwszym razem, w Jarocinie 2010 . Nikt nie wiedział, że wtedy praktycznie pół roku się do tego szykowaliśmy. Nie stać mnie na to, żeby w obecnym czasie pracować pół roku i zagrać tylko jeden koncert. Wolę to zoptymalizować do sytuacji takiej, że w każdej chwili i w każdym miejscu zespół jest w stanie wyjść i koncert zagrać. To jest dla mnie sens istnienia takiego zespołu. Chcę mieć prawo uruchomić swoje marzenia, żeby zagrać i z tym i z tym zespołem.
Czy to się nazywa Pidżama Porno, czy Strachy na Lachy … to i tak zawsze jest Grabaż. To są moje alter ego. Jak byłem młodszy to moje alter go nazywało się Pidżama a jak trochę dorosłem to nazywało się to Strachy. Na dobrą sprawę wszystko się powinno nazywać teraz Grabaż. Ale wiesz, to jest show biznes i nie można wszystkiego brać na logikę.
Także plan jest taki, żeby od przyszłego roku funkcjonowały równolegle dwa zespoły.

GK: Czyli jednak w stwierdzeniu, że jest to ostatni koncert PP w tym składzie był haczyk??

KG: Nie no, ostatni koncert PP w tym składzie… był dokładnie ostatnim koncertem w tym składzie. I nic więcej ;) Jeżeli ktoś umie czytać po polsku, to tak to powinien odbierać :) Od nowego roku Pidżama Porno będzie funkcjonowała jako trio: Kozak, Kuzyn i ja. Na koncertach wspomogą nas nasi kumple.

GK: Wobec tego czego mogą się spodziewać fani Pidżamy w przyszłym roku?
KG: No na pewno nie nowej płyty ;)) Trasy od razu nie będzie, ale będziemy grali. Nie sądzę, żeby to się zamieniło w trasę. Ja w ogóle chcę odejść od tras na rzecz koncertów bardziej przygotowanych, w bardziej sensownych miejscach. Ta malejąca liczba miejsc do grania również spowodowała to, że trzeba było o naszym graniu myśleć trochę inaczej. Moje zdrowie nie pozwala mi na trasę, która w miesiącu obejmie 8-9 koncertów.

GK: Dlatego jesienna trasa Strachów jest nieco krótsza?
KG: W czasie, ta trasa jest rozłożona tradycyjnie, od października do grudnia, natomiast tych koncertów jest mniej.

GK: Co do Strachów, mam takie małe wrażenie, że zespół wchodzi w taką erę schyłkową…
KG:
Dlaczego??

GK: A nie jest tak jak było z Pidżamą Porno? Że będziesz chciał ściągnąć zespół ze sceny kiedy jest na topie??

KG: Wiesz co? Strachy Na Lachy miały kilka topów. Myśmy się na te topy wspinaliśmy, później schodziliśmy. To nie jest dla nas żadna nowość. Natomiast, czy to się będzie nazywało Strachy Na Lachy czy jakoś inaczej… my w tym strachowym składzie dojechaliśmy do takiego porozumienia, że na scenie rozumiemy się bez słów. To jest mój największy kapitał i nie mogę go zmarnować. Muszę o niego dbać, na niego chuchać i dmuchać.


GK: Czyli sytuacja jest zupełnie inna niż w przypadku PP w 2007 roku?

KG: Tak… myśmy mieli oczywiście swoje gorsze chwile i momenty, natomiast okazało się, że mając nawet ostre konflikty w tle, potrafiliśmy wydobyć z siebie takie argumenty, które przekonały nas, że zmieniając nieco indywidualnie podejście do funkcjonowania w show biznesie… damy sobie z nim radę.

GK: No i chyba do funkcjonowania w zespole…
KG: Funkcjonowanie w zespole jest jednocześnie funkcjonowaniem w show biznesie. Pewne rzeczy ciężko przeskoczyć. Wymagało to intensywnej pracy, wyrzeczeń, zaciśnięcia zębów…

GK: Ty z kolei chyba przestałeś być całkowitym despotą w zespole. Dużo rzeczy już nie zależy od Ciebie. Np. Maniek zaczął przynosić pomysły na kawałki.

KG: No tak… wiesz, ja zawsze przynosiłem piosenki i dawało to gwarancję, że prawdopodobnie będę potrafił je zaśpiewać. Układam numery, które mój głos jest w stanie uciągnąć. W przypadku kompozycji nie moich może być to utrudnione. Śpiewam jak śpiewam, każdy to wie od 30 lat… Ale Maniek praktycznie uratował ten zespół. Uratował tym, że zaczął pracować nad sobą. Ta praca przyniosła efekty. Przeskoczył siebie i to było konieczne żebyśmy mogli w tym składzie dalej funkcjonować. Kiedy to stało się faktem, zniknęły wszystkie przeszkody, które nie pozwalały nam funkcjonować w miarę płynnie. W zespole jak się wkrada taka jakaś stagnacja, rutyna… to jest znak że czas coś zmienić.

GK: Chyba też przyjście Tomka Horna było takim powiewem świeżości dla Was.
KG: Zyskaliśmy nowy oddech – dobrze, że tak to odbierasz. Jak przestałem być… tzn. ja nigdy nie przestanę być despotą, tak? ;) Zacząłem po prostu dzielić się władzą. Są historie, których nie jestem w stanie ogarnąć, na których się nie znam. Zresztą … 30 lat w rock and rollu, nie będę tego ukrywać, dziury w mózgu są i się nie zmniejszają ;)) Mogą się tylko powiększać. I mi to pasuje, bo mam zaufanie do ludzi, z którymi pracuje.

GK: Czyli moje wnioski są błędne? Że to jest okres schyłkowy?
KG: Słuchaj… ja odnoszę takie wrażenie, a właściwie stawiam taką diagnozę w związku ze Strachami, ze ludzie są już trochę przejedzeni tym zespołem. Myślę, że takie zmniejszenie liczby ujawnień tego projektu wpłynie nam tylko na dobre. Znów wracam do tego momentu, w którym najważniejsze jest to, że się rozumiemy. Dobrze nam wychodzi to co robimy na scenie i nie ukrywam, że muszę dbać o ten zespół. Muszę zapewnić tyle koncertów, żeby chłopaki mogli się wyżywić. Dokładając do tego moją tęsknotę, wnioski nasuwają się same… :)

GK: A jak ma się Twoja wena? Piszesz coś, czy w ogóle o tym nie myślisz?
KG: Myślę o tym cały czas, ale myśli nie przychodzą do mnie jakoś nadmiernie. Prawda jest taka, że na razie siedzę i gram. Melodii ułożyłem tyle, że starczy na następną płytę i jeszcze trochę. Tylko problem jest w tym, żeby napisać słowa do tego. To już niestety nie ode mnie zależy – jakby jaśnie Pan Bóg zrzucił na mnie jeszcze raz swoją famę – było by nie najgorzej. Także wiesz, mam tam jakieś kompozycje, wygrzebuję się z czarnej dupy. Po każdej płycie popadam w taką ciemną dupę. Jest mi tam bardzo dobrze, czuję się świetnie ale przychodzi taki moment, że należałoby się wydostać. Jestem chyba w połowie drogi.

EPILOG

GK: W swojej autobiografii powiedziałeś, że jedną z najbardziej nieogarnialnych rzeczy dla Ciebie jest śmierć i że tego się boisz…


KG:
Chyba tylko szatan się śmierci nie boi.. Każdy na tyle kocha swoje życie, że stara się od siebie odganiać myśli o swoim końcu. Chyba tylko osoby bardzo głęboko wierzące są w stanie się tego końca nie bać. Śmierć jest niezmienna, czeka każdego z nas. Te obawy są niezmienne.

GK: Czego jeszcze obawiasz się jako artysta i jako człowiek?
KG: Najbardziej się boję tego, że pewnego dnia nikt nie przyjdzie na mój koncert. Mniej boję się tego, że nie napiszę już nigdy żadnej piosenki niż któregoś dnia ludzie powiedzą: „a spierdalaj”… Ja bez swojej publiczności, bez fanów, nie istnieję, trzeba sobie to jasno powiedzieć. Miłość do artysty jest najbardziej krucha miłością jaką można sobie wyobrazić i ja cały czas żyję z myślą, że ona się może w każdej chwili skończyć. Ja tak od 25 lat się z tym liczę. Na każdym koncercie jak wychodzę mam takie obawy – jak to będzie?? Czy to dziś? Czy już teraz?

GK: Depresja to już zamknięty dla Ciebie epizod?
KG: Nigdy w życiu, to jest choroba cywilizacyjna. Można mówić o pewnej epidemii, zwłaszcza wśród ludzi o nadto rozwiniętej wrażliwości a takimi osobami bez wątpienia są artyści. To nie jest dla mnie nic nowego – jak artysta nie cierpi to nie tworzy. Jest to bardzo mało komfortowe sprzężenie zwrotne, które w pewien sposób artystę napędza. Ja podejrzewam, że w depresji będę już cały czas ale staram się z nią jakoś współżyć. Są różne treningi, które pozwalają ogarniać ten problem, oswajać i starać się z nim żyć. Uważam to za swój osobisty sukces, że nauczyłem się z tym żyć i normalnie funkcjonować.

GK: Tak na zupełny koniec, czego życzysz Strachom i sobie?
KG: Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Jak będzie zdrowie, to ze wszystkim sobie poradzimy :)

rozmawiał: Grzegorz Kociuba / www.wroclive.pl