Niusy

14.12. 2002

Po tygodniu. O urodzinach.

Jesteśmy po. Z jednej strony jest z nami wielka ulga. Z drugiej – szkoda, że to już koniec tego roku. To były dwa magiczne dni.
Jeszcze nigdy nie mieliśmy tylu prób przed żadnymi urodzinami. Po prostu jeszcze nigdy nie braliśmy na plecy przed urodzinami tylu zupełnie nowych kawałków do zrobienia. Z Kazikiem, w wyniku – jak się okazało szczęśliwego niedopowiedzenia – ustaliliśmy, że gramy w sumie 5 kawałków. Miały być trzy (1 nasz, 1 Kulcich + 1 cover). Kiedy Kaz zadzwonił do nas ze swoimi propozycjami naszych kawałków (jak niektórym wiadomo: „Bal” i „Magdę”) okazało się, że zagramy 5 utworów razem. Chcieliśmy zrobić „Arahję” i „Krew Boga” oraz z coverów, my zaproponowaliśmy Sham’69, Kaz – „If the Kids are united”. Z „Arahją” nie szło nam wcale, męczyliśmy się strasznie i bez efektów. I trzeba było znaleźć coś innego.. Padło na „Wódkę:. Zrobiliśmy ją na jednej próbie.
Z Lawonem nie mieliśmy żadnego problemu. Od razu wiedzieliśmy, że to będą „Tri carapachi”, Wolski wybrał „Outsidera”. Z Lawonem i Kazikiem wszystko poszło bezproblemowo – obaj przyjechali do nas już w czwartek na próby i spokojnie przecykaliśmy piosenki. Trochę baliśmy się o Kaza, a w zasadzie tego, jak będzie nam się ze sobą gadało. Poszło jak po masełku i bez butli z tlenem.

Poznań – Bardzo baliśmy się tego koncertu. Z wielu powodów. Przed rokiem, na XIV – tce nie był to dobry występ. Zachorował Mirmił, nasz dźwiękowiec. Wokół nas unosiła się przyciężkawa atmosfera, która od pewnego czasu towarzyszyła nam wówczas w Poznaniu – generalnie i mętnie: pretensje o komercję i sprzedaż, wyciągnięte palce środkowe, gęste śliny, zgniłe marchewki i to że dzieci nasze proste, a że ręce w kieszeniach, a to że zlewamy się na ludzi żując gumę na koncercie i tym podobne sielskie klimaty. W dodatku po raz wtóry nagrywaliśmy ten koncert….
Tak było przed rokiem. W tym doszedł jeszcze eksperymencio z występem „Strachów na Lachy”. A to jeszcze, przynajmniej u trzech z nas, stres solidnie napędzało. Mało kto spał dobrze w noc przed. A w dniu? Kurcze blade! Zagraliśmy najlepszy koncert w tym roku! Ciśnienie, które wytworzyła publiczność w Poznaniu tak na nas podziałało, że praktycznie wszystko nam wchodziło w punkt (mityczny, koncertowy Punkt G). Z gośćmi grało się super. Ich też zaraziliście. Nawet Tomek Lipiński, któremu na próbie „Generacja” szła średnio, dał sobie przyzwoicie radę. „Miassto” i „Wieża” były poza dyskusją.
Fajne i sympatyczne było spotkanie z forumowcami na pokoncertowej imprezce w „Starym Kinie”. W każdym razie schodząc w Poznaniu ze sceny byliśmy leciutcy jak baloniki, a i banany na każdej twarzy okazałe były. Nie było większych zadym, nikt jakoś nie narzekał na piwo, ochronę przed sceną – łapali Was Wasi koledzy, fani Pidżamy. Fajny prezent czekał na nas w kanciapie – dostaliśmy 5 koszulek „Kolejorza” z numerem „12” (zarezerwowany na wieki wieków tylko dla kibiców KKS) i napisem Pidżama Porno. Prezesi Lecha jako starzy fani Pidżamy stanęli na wysokości. To był nasz najlepszy koncert w tym roku. I najlepszy w historii naszej w Poznaniu. Bezwzględna 10!!!

Warszawa – Podobnie jak w Poznaniu wszystkie bilety poszły w lud. Tłok w Proximie historyczny i nie do opisania. W stolicy w przeciwieństwie do rodzimego Poznania nigdy nie mieliśmy (jak do TEJ pory, ODPUKAĆ, ODPUKAĆ) jakichkolwiek problemów z publicznością. Śmiało możemy powiedzieć, że to nasza najlepsza dotąd publiczność w kraju. Niżej 9tki nigdy tu nie schodzimy.
Jedynym minusem koncertu warszawskiego było zimno, które wkradało się na scenę i nie tylko, wszelkimi możliwym otworami. Na dworze było wtedy -20 stopni. I to był jedyny koncert w dziejach reaktywowanej PP, na którym nawet Kozak się nie spocił. A on się poci nawet wtedy gdy je. Te fale zimna fatalnie działały na gitary, które systematycznie i totalnie się rozstrajały.
Totalną zaskoczką był koleżka, który dotarł do Wawy na urodziny z … Moskwy. Szczęście, że Modrzefiowi udało się przylukać Grabaża i można było gościa wprowadzić bez biletu. Moskwiczanin odwdzięczył się rodzimym płynem bezbarwnym acz drapieżnym, który po sprawdzeniu, czy aby nie wypala skóry na rękach został schowany na po. Dostaliśmy od niego również płytę zespołu „Pilot”, która leci sobie teraz, gdy słowa te się piszą.
Już po koncercie razem z Akuratem pozbawiliśmy życia pewną beczkę, którą otrzymaliśmy od Forum w Poznaniu. Przydała się bardzo wówczas, kiedy w Proximie zamknięto już bary, a stołeczne sępy oddaliły się do swych siedlisk. Jeszcze jedna szkoda to, że w Proximie nie praktykuje się wspólnego, pokoncertowego biesiadowania. Koncerty kończą się po północy, bary zamykają prawie zaraz potem, zaś nowy backstage klubu ciasny jest szalenie i w dodatku w Proxim gra się ostanio w niedzielę i szkoła i praca i itd.
Koncert sam również był ekscytujący, jednak nie tak jak w Poznaniu. Po prostu nie można zagrać dwóch najlepszych koncertów w roku. Ocena: 9,95

Podzięksy szalone: Kazik Staszewski (W-wa – P-ń – Zabrze – W-wa), Lawon Wolski, Tomek Lipiński, Tym’on, Strachy, Lao Che, AKURRATTY(!), Mirmił, Ruski, Wójcik, Andrzejek Jegliczka, Jola Kilian, Ola Bełczowska, Ranuss (vel Świński Paluch), Walec & crew, Łukasz Minta, Kartoniarz & Kartonella, nasza bramka z Poznania, Paweł Stadnik (vel Skuter), CK Zamek, Morscy&Graficzni, Robert & Fotis crew, Kolejorz, Paweł Wierzbicki, Mario Pluta, Proxima crew, Piotrek Wieteska, Forum Na Żywo: mod, morrison, regdos, blondikk, pietrek natt & many more, wszyscy tubylcy poznańsko-warszawscy i wszyscy przyjezdni.