Niusy

02.03. 2004

Zimowe starcia

Namysłów. Tradycyjnie nasz najkameralniejszy koncert. Tradycyjnie w Avanti. Nie było najgorzej, choć bywało intensywniej. (6)

Gliwice. Ostatni raz graliśmy tam dobrych 8 lat temu, jeszcze z Jackiem na basie, jeździliśmy wtedy na koncerty Nissanem Micrą, tylko z gitarami i werblem. Klub 4J to podobno nowa miejscówka, zimno było jak cholera… Organizatorzy, tnąc koszty, załatwili sprzęt mocno wczorajszy, zaś właściciel tegoż przysłał z paczkami kierowców, którzy mieli o nim takie pojęcie, jak my o planie Hausnera. Wszystko trzeba było ustawiać od nowa. W między czasie zjebała się cała elektryka w klubie… Koncert rozpoczął się ze sporym obsunięciem w czasie. Jako że na Śląsku od ładnych kilku lat gra nam się wyśmienicie to i tym razem też tak było. Tu otrzymaliśmy najfajniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostaliśmy od fanów – 5 pidżamowych kubków, autorów prosimy o kontakt mejlem. Prawie /cześć Orant ;)/ nieźle spisała ekipka z forum… Tym razem nie śpiewali, bo okazało się, że tachanie gratów do busa wychodzi im o niebo lepiej niż darcie pap. Ocena: 8

Sieradz. Najokropniejszy koncert zimą. Nie wiemy czy wiecie, (bo my dowiedzieliśmy się o tym dopiero w Sieradzu), że byliśmy najbardziej chamskim i wulgarnym zespołem, który pojawił się kiedykolwiek na scenach miejscowego Domu Kultury – to cytat za Panią Dyrektor tej placówki. To smutne, a zdarza się to niestety często, że jedyny dialog na linii dom kultury (czytaj: jednostka odpowiedzialna w regionie za szerzenie qltury ) – wykonawca, sprowadza się do wyrażenia gwałtownej dezaprobaty z powodu palenia przez artystów papierosów na scenie. Fakt – trudno wyobrazić sobie coś bardziej odrażającego. W Sieradzu, w pewnym momencie, w trakcie koncertu, na scenie pojawił się lokalny elektryk próbując wyciągnąć grającemu Julkowi fajkę z ust. Życie temu animatorowi kultury uratował Mirmił, wyprowadzając go zdecydowanie ze sceny. Okazało się później, że osobnik ów w cywilu był radnym i wezwał policję, by ta zbadała nas alkomatem. Policja okazała się rozsądna i się nie ujawniła. Swoją drogą, ciekawe jak zareagowaliby Państwo z Sieradza, gdyby na ich scenie pojawił się np. Tadeusz Kantor… bo jak zareagowałby w tej sytuacji sam Mistrz to aż strach pomyśleć. Ocena (4)

Bolesławiec. Po sieradzkich peregrynacjach, jadąc do B, byliśmy pełni najgorszych przeczuć… Jak się okazało fajnie mieć czasami takie czarne myśli. Bo jeszcze fajniej jest się po tym sympatycznie rozczarować. W porównaniu z S., Bolesławiec okazał się niebiańską odmianą, choć też graliśmy w Domu Kultury… Sprzęt się nie psuł, nawet był świetny, wszystko było na czas gotowe i uśmiechnięte. Sam koncert trzeba było przerywać chyba z 5 razy, bo publiczność lepiej czuła się na scenie niż przed nią. Normalnie w takich przypadkach przerywamy koncert, jednak bolesławieckie szaleństwo było na tyle sympatyczne i „krejzi”, że ze sceny nie było potrzeby schodzić. Było widać, że ludzie bardziej niż na Pidżamę, przyszli po prostu na koncert. Do wspólnych śpiewów, takich jak w innych miastach, Bolesławcowi trochę brakuje – jest nad czym popracować – i wziąć przykład np. z Ełku, gdzie progres w tej dziedzinie, w przeciągu roku był ponad 100%. Po koncercie niezwykle sympatyczna imprezka. W sumie na: (7,5)

Konin. Trzeci, po Sieradzu i Bolesławcu, pidżamowy „pierwszy raz” tej zimy. I znowu w domu kultury. I znowu miła niespodzianka, biorąc pod uwagę sprzęt (chyba najlepszy w Polsce, w kategorii: domy kultury) i nastawienie pracowników. Aż żal po tym wszystkim, że my na Konin, a Konin na nas, musieliśmy czekać ponad 15 lat. To był bardzo dobry koncert, ludzie fajnie i ostro się bawili, śpiewy – całkiem na poziomie – byliśmy pod wrażeniem. Te wrażenie, sympatycznie przedłużyliśmy sobie imprezując z koncertową ekipą już gdzieś na mieście. Jak na pierwszy raz, ocena bliska ideału: (8,5)

Wrocław. A tu to już była rzeźnia. Trzech kwadransów po koncercie potrzeba nam było, by wrócić z powrotem do żywych. Zdecydowanie lepiej niż w październiku w WZ! Ocena: (9)

Zabrze. Powiemy tak: Katowice będą w październiku musiały się piekielnie napocić by dorównać intensywności z jaką przyjęło nas tym razem Zabrze. Luta była piekielna, co tu dużo ukrywać. Podobno CK Wiatrak ma być zamieniony na bliżej nie sprecyzowany fragment bliżej nie sprecyzowanej średnicówki, szkoda… bo kiedy graliśmy tam na ich inaugurację 2 lata temu, to było słabo. Teraz ekstatycznie: (9)

Oświęcim. Po raz trzeci w tym mieście, tym razem po prawie 4 letniej przerwie. Klub bardzo kulturalny ( większość ekip ochronnych mogłoby brać w Menago korepetycje, nie dotyczy zabrskiego Wiatraka) i kameralny. Widać w jego działalności myśl i progres. To w tym biednym i beznadziejnym kraju niezwykle rzadkie i tym bardziej cenne. Koncert bardzo sympatyczny, a jak na miasto nieduże: tylko kapkę gorzej niż w Koninie. Ocena: (8)