Niusy

16.12. 2003

Figazmakiem a sprawa polska…

Dostajemy mnóstwo sygnałów o rzekomych nieprawidłowościach przy odtwarzaniu płyty Strachy Na Lachy, konkretnie: przy utworze 10, zamiast radosnych i upojnych dźwieków pojawia się 10 sekundowa cisza, która dla niewtajemniczonych brzmi co najmniej złowrogo…

Ta cisza to nasz protest (co za gróźne słowo…) skierowany do kręgów decyzyjnych w wielkich wytwórniach płytowych, które kolejny raz zlewają nasze prawa do pisania własnych tekstów do… czego nam się podoba. W miejscu gdzie obecnie na płycie jest owa cisza, miała być piosenka „Hej kobieto po co ten płacz” – bedąca impresją Grabaża wobec światowego evergreena V. Forda „No woman no cry”, do czego Grabaż, jako twórca ma święte prawo.
Mimo trzykrotnych, oficjalnych prób uzyskania zgody na wykorzystanie tych polskich słów w tej piosence, trzykrotnie otrzymywaliśmy kategoryczną odmowę powołujacą się na stanowisko właścicieli (kimkolwiek by byli, bądź są…). Dwa razy w ten sposób rozwalono nam całościową koncepcję albumów: najpierw Pidżamy Porno „Marchef w butonierce”, teraz Strachów.
Co dziwniejsze, to jakoś nikt nie zgłaszał protestów, nie wyrażał totalnej niezgody w momencie ukazania się składanki RMF z koszmarnymi, polskimi wersjami tekstowymi światowych standartów, śpiewanymi przez tzw. „polskie gwiazdy estrady”. Czy dlatego, że wydawał ją komercyjny, miedzynarodowy moloch?

Z drugiej strony utwór „No woman no cry” jest na tyle popularnym utworem, posiadającym wiele tysięcy interpretacji (a za tym wiele tysięcy takich zgód wydano…), że totalnie niezrozumiałym jest fakt braku takiej zgody w wypadku, gdzie polski tekst Grabaża ewidentnie jest dziełem sztuki samym w sobie.

W naszych propozycjach, każdorazowo artysta (Grabaż) i jego wytwórnia (SP. Records) całkowicie zrzekały się wszelkich pieniędzy z tego artystycznego wykonania. Co znaczy, że całość kwot uzyskanych z tej piosenki zasiliłoby konto właścicieli praw do tej piosenki, zaś Grabaż za napisanie swego tekstu nie otrzymałby nawet przysłowiowego szeląga… Być może stwierdzano, że liczba potencjalnie sprzedanych płyt nie jest na tyle opłacalna, by takiej zgody udzielić? Co to jednak ma wspólnego ze sztuką? Czy ktokolwiek z odmawiających zdaje sobie sprawę z tego, że jedną z wizytówek Grabaża, jako twórcy piosenek, są jego niepowtarzalne, polskie wersje światowych hitów? Wersje, które są autonomicznymi dziełami sztuki, wersjami które tchną w dzieła uznane, zupełnie inne światło, dające im całkiem nowe, świeże życie?
Prawo – jakkolwiek głupie by nie było – stoi jednak po stronie odmawiających, po raz kolejny więc uszanowaliśmy tę decyzję, podporządkowaliśmy się głupiemu prawu. Po raz kolejny biurokracyjnymi restrykcjami i groźbami położono szlaban naszym artystycznym wizjom i marzeniom. Stąd też nasz protest i ta cisza w samym środku naszej nowej płyty.