Niusy

02.11. 2002

Po koncertach w październiku

Trasa z nowym programem. Definitywnie wyleciały: „Katarzyna” czy „28” i kilka innych kawałków, głównie z „Marchefki”. Pojawiły się za to „Strzelaj lub emigruj”, którego nie graliśmy ponad 10 lat, „Między czarnym i czerwonym”, którego wcześniej wcale na koncertach nie graliśmy. Postanowiliśmy przypomnieć też rzadko grane „Durną i mądrą”, „Hymn pokoju”, „Zegary”, czy „Fucking in the Church”. Sami dla siebie nazwaliśmy ten program „ZnóW w ciężkich czasach”. Tak się jakoś złożyło, że to co się dzieje teraz dookoła, zupełnie podświadomie wpłynęło na program. Mniej hitów, więcej treści. Mniej miłośći, więcej rzeczywistości. Ciekawe czy ktoś zwrócił na to uwagę…? Jeśli tak – to gratulacje!

Lublin. Pierwszy na trasie. Rekordowa, jak na Lublin i nas frekwencja (550). Dzięki! Po raz pierwszy też bez widocznych skandali i incydentów. Skoki, na naszą wyraźną prośbę, ograniczono do minimum. Po koncercie zupełnie przypadkiem, rozmawialiśmy z kolegą, który rok temu stał się mimowolnym sprawcą naszej największej lubelskiej zadymy. W sprawie skoków, jako bezpośrednio zainteresowany, przyznał nam rację. Lublin to takie miejsce, gdzie zawsze lubimy grać, ludzie zawsze dobrze współpracują przy sztuce. Tak było i tym razem. Nasza ocena: (9)

Białystok. Rok temu w wyniku różnych perturbacji graliśmy koncert z Heyem i wtedy było mniej ludzi niż teraz tylko na nas. Również rekordowa frekwa ponad 600 osób. Dzięki! Sam koncert bardzo udany. Nastąpiło coś, z czym mieliśmy wcześniej kłopot na białostockich sztukach: początkowa euforia, potem szybkie zmęczenie i przebudzenie na finał. Teraz czuliśmy, że przez cały koncert napięcie między nami a publiką. Czy wynika to z tego, że poznaliście lepiej nasze kawałki? Jedna rzecz jest w Białym niezmienna: zaraz po koncercie klub pustoszeje i po pół godzinie nie ma już z kim pogadać lub wypić coś głębszego…
Nasza ocena: (9)

Toruń. Po raz pierwszy w Odnowie solo. Ludzi ponad 600. Dzięki. Tłok tylko trochę mniejszy niż na Afryce. Zdecydowanie nasz najlepszy koncert w tym mieście w historii.
Nasza ocena: (9)

Kraków. Istnieje legenda mówiąca, że czwarty mecz na mistrzostwach jest dla Polaków najtrudniejszy. Tak było i tym razem. Czwarty gig pod rząd, ponad 400 km do przejechania…
I trochę sił zabrakło. Ale i tak niebo i ziemia w porównaniu z ubiegłorocznymi koncertami w RE (pozdruffki!!). Ludzi ponad 700, reakcja znakomita. Nasza ocena: (8)

Warszawa. Na stolicy jeszcze do tej pory się nie zawiedliśmy. Zawsze jest tu energia i frekwencja wynosząca nas na wyżyny. Przed koncertem biletów już nie było. W środku – nasz najlepszy koncert jesienią. Nie ma potrzeby pisać więcej. Do tego CKOD. Nasza ocena: max (10)

Katowice. Ostatnimi czasy bardzo lubimy Śląsk. I chyba z wzajemnością. Bardzo lubimy grać w Gugalanderze… jednak tym razem gorąc nas pokonał. Ledwie wytrzymaliśmy do końca. Bardziej zmęczeni schodziliśmy ze sceny tylko na koncertach w poznańskich Eskulapie. Były takie momenty, że byliśmy tak spoceni, że nie widzieliśmy na metr. Ludzie reagowali wspaniale. Nasza ocena: (8,5)

Namysłów. Koncert niejako obok głównej trasy. W momencie wyrypania się koncertu w Częstochowie, skontaktowaliśmy się z Tuczkiem (ex wokalistą zaprzyjaźnionej z nami kapeli THC-X), który ma w Namysłowie lokal. I tam jak za dawnych partyzanckich czasów w trymiga zorganizowaliśmy wspólnie koncert. Ludzi była setka, full znajomych i doskonała atmosfera. Back to the roots by Pidżama Porno wyszło zajebiście. Nasza ocena: (10)

Wrocław. Pierwsza porażka na tej trasie. Wiedzieliśmy, że klub jest mały, dlatego chcieliśmy zrobić w 5 nutkach dwie sztuki. Przed koncertem poszliśmy na krótki spacer po mieście i widzieliśmy plakaty tylko z sobotą. Rano dostaliśmy smsy z pytaniem czy w ogóle tu zagramy. Telefony organizatorów milczały. Wiedzieliśmy, że niedzieli już nie będzie. Bilety w przedsprzedaży jakoś tak szybko się skończyły. Cena w dniu koncertu była o 5 zyli większa (25zł). Nie wiemy czy to efekt przesycenia organizatorów i Wrocławia Pidżamą? Czy tez są jakieś inne powody, o których nie wiemy. No i wyszło tak jak nie chcieliśmy żeby było: ludzi za dużo jak na to miejsce, śmiercią wiało wiało i wiało. Chyba z trzy razy trzeba było przerywać koncert, bo ludzie się dusili się, mdleli i tratowali się nawzajem. W dodatku Polska przegrała z Łotwą. Wynika z tego jasno, że trzeba będzie z koncertami we Wrocku przerwę sobie dłuższą zrobić. Ocena globalna :(3), sam koncert: (8)

Zielona Góra. Drugi raz w tym roku U Ojca. Przyszło sporo ludzi i sądząc po emocjach wiosennych można było spodziewać się fajnej sztuki. Niestety tym razem pokonał nas sprzęt. Takiego gówna na scenie nie mieliśmy chyba od 10 lat. Wszystko dookoła piszczało, buczało rezonowało. Absolutny dyskomfort, jeśli chodzi o granie. W związku z tym zrobiło się nerwowo. Rekord świata pobiliśmy tutaj, jeśli chodzi o zjebki. Sztukę uratowała publika, która spisała się medalowo. Tradycyjne pozdrowienia dla Yugoslavii. Całość (7).

Szczecin. Po nocy przychodzi dzień. Dawno w Szczecinie nie zagraliśmy tak dobrego koncertu. Nic się nie psuło, wszystko chodziło extra. Zaszokowała (in minus) jedynie kompletnie niekumata bramka, która sprawiała wrażenie jakby pierwszy raz na koncercie pracować miała i była zdziwiona, kiedy poprosiliśmy ich o to by wyłapywali ludzi, którzy przelatywali przez barierki. Zgroza. Bardzo fajny support: Santrak! Całość zdecydowanie na: (9)

Wielkie dzięki: wszystkim, którzy byli!!!!, Darek Pańkowski, Mirek z Gwintu, Maurycy Męczakalski, Teatr Wiczy, Monika Molas, Proxima: Mario i Pablo, Bartek Skowronek, Tuczek i załoga, Maciek Dzikuć, Słowianin. Do zo w listopadzie. P.P