Niusy

25.07. 2007

PIDŻAMA PORNO „futurista” – reedycja płyty juz 3 sierpnia!!!

Z przyjemnością informujemy, że jeżeli bomba nie trafi w siedzibę MAMI records itp. itd. Na tegorocznym przystanku woodstock światło dzienne ujrzy album „FUTURISTA” przez wielu fanów uznawany za najlepszy tytuł w historii PIDŻAMY PORNO.
Szczegółów o reedycji albumu możecie szukać w najbliższym czasie na stronie MAMI records www.mamirecords.pl
A tak wyglądają daty poszczególnych premier:

Premiera internetowa – (sklepik Pidżamy) dla fanów zespołu już od dziś można zamawiać. Wysyłka płyt od 1 sierpnia,
Premiera koncertowa podczas woodstocku 3 sierpnia,
Premiera sklepowa – 15 sierpnia.

Mamy nadzieję, że dla wielu fanów zespołu to dobra wiadomość :)

Życzymy miłego kupowania, słuchania i pozdrawiamy…

MAMI records

15.07. 2007

Pidżama Porno – koniec szlaku.

W piątek, 13 lipca podczas koncertu zespołu w radiowej Trójce Grabaż oficjalnie ogłosił decyzję o bezterminowym zawieszeniu działalności Pidżamy Porno z dniem 9 grudnia 2007 roku.
Posłuchaj
12.07. 2007

BILETY na koncert PP w Trójce

Mamy do rozdania bilety na koncert w Trójce.
Dziękujemy wszystkim, którzy wysłali zgłoszenie. Liczba biletów jest 3 razy mniejsza niż liczba zgłoszeń więc nastąpi losowanie. Zgodnie z punktem 7 zasad do 12:00 zostaną wysłane powiadomienia do osób, które otrzymają bilety.
Zgodnie z zasadami
Zasady otrzymania biletu:
(…)
5. Zapisy na bilety kończymy w środę 11 lipca o 24:00
6. W przypadku gdy liczba zgłoszeń przekroczy liczbę biletów, bilety będą losowane
7. W czwartek 12 lipca do godziny 12:00 zostaną wysłane mailem informacje o rezerwacji do osób, które bilety otrzymają

Przypominam, że koncert jest w Warszawie w piątek o godzinie 11:00 i rozpocznie się punktualnie. Jeżeli wyślesz maila zgłoszeniowego a okaże się, że nie możesz jechać na koncert koniecznie poinformuj nas o tym i daj szansą komuś innemu.

01.07. 2007

PP na koncercie w Trójce

W piątek 13 lipca 2007 roku w radiowym ogródku programu III przy Myśliwieckiej o godz. 11.05 odbędzie się koncert z okazji 20 lecia zespołu PP, które przypada w tym roku.

17.06. 2007

PP vs Genesis
OŚWIADCZENIE

W związku z licznymi zapytaniami dotyczącymi supportowania przez Pidzamę Porno polskiego koncertu Genesis oświadczamy, że nic nam na ten temat nie wiadomo. Nikt, nigdy z nami o takim pomyśle nie rozmawiał, niczego nie ustalał, nic nie proponował. Z początku mieliśmy z tego naprawdę niezły zlew, potem zaczęło to zalatywać horendalną mistyfikacją – stąd niniejszych zdań kilka i krótki komentarz: cha cha cha (czyta się: cza cza cza)
Pidżama Porno

17.05. 2007

SZKOCJA : ANGLIA 1:1 LONDYN. CZĘŚĆ DRUGA



fot.: Artur Krzywański

Samolot do Londka mieliśmy o 9tej miejscowego czasu. Z hoteliku musieliśmy więc wyjechać dobrze przed siódmą. Od 7.00 wydawali w tym przybytku pyszne i pożywne angielskie śniadanka… Zważywszy fakt zwalenia się do łóżek koło 4.00 – byliśmy niewyspani, głodni (poczęstunek w klubie…) i cholernie wczorajsi. Rokendrol.

Tanie linie lotnicze wcale się do najtańszych nie zaliczają. Na lotnisku w Edynburgu przemiła szkocka niewiasta naliczyła nam karnych 50 BP za nadbagaż, czyli za gitarki i efekciki – pamiętając niewyspanie, głód i tęsknoty wczorajsze – humory mieliśmy już szampańskie wzmocnione ewidentnym opóźnieniem wylotu – choć tzw wysadzaków na pokładzie nie było nawet na lekarstwo. W sumie trasę z E. Do L. samolocik pokonał w czasie podobnym do lotu z L do P..
Po przylocie do Londynu było już koło 13tej. Dzik, Grześ i Justa, nasi londyńscy gospodarze też gdzieś utknęli w korkach. Dość powiedzieć, ze w hotelu byliśmy koło 14tej. Ktoś kto zna Kuzyna, Jula czy Mirmiła wie, ze po takim czasie bez szamki byli niedaleko śmierci. Jedynym plusem stanu „na czczo” był fakt nie zanieczyszczania powietrza przez … no wiadomo kogo, Mistrza Wszechświata w tej dyscyplinie sportu ha ha ha.

Po zjedzeniu obiadu i kąpieli wszystko się zmieniło, słońce rozwaliło się nad Londynem a na naszych paszczach banany – też stały się zaborcze. Dziku załatwił nam spanie w najbardziej freakowskiej dzielni angielskiej stolicy – na Campden. Underworld, klub, w którym grać mieliśmy też miał tu swą siedzibę. Z hotelu na próbę poszliśmy z laczka. Kiedy okazało się, że biletów na koncert od dawna nie ma, staliśmy się jeszcze bardziej bananowi…

Kiedy już wleźliśmy do środka (choć nie było to łatwe) przenieśliśmy się w czasie. Underworld mimo że to raczej znana miejscówka, klimatem przypominał solidną norę z czasów naszej kariery na scenie niezależnej. Podobnie backline – Dziadka „Marszałek” na jego rękach dokonał swego żywota, trzeba było jechać po nowego. Jula piec dogorywał od drugiego kawałka.

Jeszcze przed koncertem miałem poważną rozmowę z właścicielem klubu, który początkowo nie zgadzał się na barierki. Powiedziałem mu tylko żeby mi zaufał, bo nikt nie zna naszej publiki tak jak my sami. Przebieg wypadków potwierdził moją pewność. Rozegrało się takie piekło, że gdyby nie płotki – z klubu pierze jeno by się ostało. Tu wielki szacunek dla Zagiego, Stówy i części ludzi z No Profit, polskiej kapeli z Londynu, która nas supportowała – oni te barierki trzymali przez całą sztukę. Byli jak załoga 9 Kompanii. Zwycięzcy.

Na scenie też piekielne, jak w PRLu, nikt się nie oszczędzał, wojną pachniało – choć wszyscy pokojowo do siebie nastawieni byli. To była dzika wojna. W Polsce takich sztuk już się nie gra… No może gdybyśmy w W-wie koncert w klubie na 500 osób zrobili, to kto wie. Z drugiej strony jednak kiedy graliśmy w Proximie … to kręcących nochalami było tylu co na pielgrzymce Radia M na Jasną Górę….

Szkoda ze ludziska po koncercie tak szybko się zmyli z klubu. No, ale graliśmy w niedzielę, bezrobotnych rodaków w tym mieście za wielu nie ma, więc jesteście usprawiedliwieni. Na after party poleźliśmy nad kanał. Ciepło było. Miło było. Księżyc, gwiazdy, ekipa z Southampton. Żal było myśleć, że to już koniec.

Wielkie dzięki: Iwona, Jacek oraz Ania, Emilka i Paweł z Edynburga. W Londynie: Dzik, Justa, Grzesiek, Zagi, Stówa, No profit, Baca, Artur Krzywański.

01.05. 2007

Szkocja Anglia 1:1, część pierwsza.



fot.: anialodz’s   więcej >>

Edynburg. …Edynburg to takie polskie miasto. Większość spotykanych przez nas białych ludzi sprawnie posługiwała się naszym narzeczem. Ba, nawet pewien Pakistańczyk, już na dzień dobry przywitał nas swojskim <<dzen dobhry>> i gorąco zachęcał do zakupu lokalnej gazety po polsku. Edynburg to piękne miasto z imponującym zamczyskiem, gdzie za jedyne 11 funciaków – można – w trzy godziny – poznać cała historię Szkocji. A jak bolą po tym nogi… historycznie! Tym bardziej, że w rolę dzielnych piechurów – zwiedzaczy, wcielili się Kozak i Grabaż (ha ha ha).

W Edynburgu, podobnie jak w całej Szkocji – nigdzie nie można palić fajek: ani w restauracjach, ani w pubach ani nawet we własnym pokoju w hotelu – to było uciążliwe. Pierwszy, nie koncertowy wieczór miło spędziliśmy w towarzystwie Ani, Emilki i Pawła – 3 Polaków osiadłych w E.. Poleźliśmy do pubu i degustowaliśmy miejscowe bronki – Ohyda. Zwieźć się tym nie dało nijak. Może to i lepiej, bo nazajutrz był już koncert.

Liquid Club, miejscówka na 800 osób – dla polskich imprez kurczyła swą objętość do maximum 600 osób. Wszystko przez zamieszki z udziałem rodaków podczas pierwszej imprezie w tym miejscu. Wyobraźcie sobie państwo, że pierwszym polskim, kulturalnym ujawnieniem był tu koncert Reni Jusis… Jak zdążyliśmy się dowiedzieć w Liquid Club – poza R. Jusis grali do tej pory min. Franz F. Arctic M., Rapture, ale ponoć właściciele klubu bardziej sobie chwalą polskie eventy. Z prostego powodu: Na Franzu Ferdynandzie bar zarobił 1200 BP, na Pidżamie Porno: 3500BP. Polak potrafi!

To ponoć jeden z najlepszych klubów w Szkocji, trochę nas to zdziwiło kiedy tam wjechaliśmy. Z polskich klubów LC przypomina nieco lubelskie Graffiti. Za to sprzęt był nielubelski … był taki, że Ruskiemu i Mirmiłowi gaciochy pospadały poniżej stanów krytycznych. Na scenie też to odczuliśmy, prawdziwa przyjemność grania, bezpieczna bliskość dźwięku.

Sam koncert był fantastyczny – na sali – oczywiście 98 procent Polandu, nie śpiewali może tak głośno jak na koncertach w Warszawie czy w Krakowie, ale bawili się kozacko i sympatycznie. Najlepszą recenzją naszego koncertu będzie jednak reakcja pozostałych 2%. Obsługi i kilku szkockich Piętaszków. Goście z obsługi, na początku mieli z nas nieukrywaną polewkę, widocznie śmieszył ich nasz język i nasz szczątkowy sprzęt, który zabraliśmy z ojczyzny. Szkoci śmiali się nam niemal w twarz do momentu kiedy nasze granie ich samych zaczęło kręcić. Facet od świateł skończył koncert tańcem chochoła.

Po koncercie miało być after party z naszym udziałem, połączone z otwarciem nowego, polsko-szkockiego klubu, światła, bibka, szampan i capstrzykowa szamka… Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się przywalił tu taki tłum, że dla nas już zabrakło miejsca… Wbiliśmy się z trudem na miejsca stojące. Mimo to był ogień, sporo procentów, wiele fajnych rozmów… cdn.

16.04. 2007

Pidżama Porno – koncerty wiosna / lato 2007

17 maja / czwartek / Gliwice / Igry
18 maja / piątek / Wrocław / Juwenalia
19 maja / sobota / Strzegom / Dni Miasta
26 maja / sobota / Warszawa / Juwenalia / Agrykola
17 czerwca / niedziela / Wrocław / Koncert dla Białorusi
08 lipca / niedziela / Drawno / Piknik nad Drawą 2007
14 lipca / sobota / Węgorzewo / Festiwal Rockowy Węgorzewo 2007

03.04. 2007

PP w Szkocji i w Londynie

21 kwietnia / sobota / Edynburg / The Liquid Room
22 kwietnia / niedziela / Londyn / The Underworld

OSTATNI MARZEC TEGO LATA

Września. Miasto leży niecałe 50 km od siedziby zespołu, a dopiero w dwudziestym roku działalności Pidżamie zdarzyło się tu zagrać po raz pierwszy. Regdos stwierdził, że to był dobry koncert… a to wyjątkowo wybredny meloman, poza tym pewien Jankes – native speaker – na występach gościnnych we Wrześni, stwierdził, że mamy szanse na karierę w Jueseju no i w razie czego mógłby zostać naszym Brianem Epsteinem. Dobre! Ocena: 8

Szczecin. Koncert odbył się w cieniu dwóch tragedii: śmierci Damiana, forumowicza PP i Ronniego zabitego przez psychopatę przed Alter Ego, klubie o 70 metrów oddalonym od Słowianina. Zadedykowaliśmy im „28” i „Idą brunatni”. Tym razem ekstazy nie było – było dużo młodzieży i chyba z naszym wiosennym setem nie trafiliśmy im prosto w serca. Po koncercie, przy pakowaniu sprzętu do kontenera przyszła grupa młodzieży groźnej z kijami siną farbą kłutymi… więc mając nienajlepsze przeczucia zrezygnowaliśmy z zaproszenia do Alter Ego. Ocena: 8,5

Gdańsk. Koncert w 99,99% dla dorosłych. Było spoko. Okazało się, że nasza młodzież starsza niewiele różni się od kinder punków… w tym sensie, że obie grupy wyglądem różnią się niewiele – stąd wniosek następny, że często nadając kinderpankowe stygmaty trafiacie kulami w płoty. Wracając do samego koncertu ? był to początek serii piekielnej na tej trasie za co Gdańszczanom serdecznie dziękujemy! Ocena: 9,9

Łódź. Frekwencyjny rekord na trasie! Łódź pobiła Kraków! To tak jakby Mateja Robert wygrał z Małyszem Adamem w klasyfikacji końcowej Grand Prix. Nowa „Deko” z zewnątrz i z wewnątrz wygląd ma klasycznie łódzki, czyli obsiurpany do granic możliwości, ma jednak jedna niezaprzeczalną zaletę, o której inne koncertowe miejscówki (z wyjątkiem Palladium i WFF) w tym biednym kraju mogą tylko pomarzyć – doskonałą ( jak na polskie warunki) AKUSTYKĘ! Proszę uwierzyć granie w takim miejscu dla muzyków to czysta przyjemność. Przy tak pozytywnej publiczności przyjemność wzrasta zbliżając się do punktu wrzenia. Ocena: 10

Kraków. Ludzi było mniej niż na urodzinach, ale za to nasze wspólne interakcje pobiły atmosferę z urodzin na całej długości. To były nasze pierwsze, gorące opinie zaraz po koncercie. Każdy wyrzucał z siebie to samo zdanie: Szkoda, że nie na urodzinach. Dziś z dwudniowej perspektywy tłumaczę sobie z przekorą ? że może tym razem było mniej „sezonów” :P. koncert miód! Ocena:10

Katowice. No więc organizatorzy byli na klasycznych dilejach, dzień wcześniej było czyjeś kawalerskie i kumacja wzajemna przebiegała zacinająco. Ludzka sprawa. Zdarza się. Dużo gorzej sprawa się ma, że nikt nie raczył nas powiadomić, jak przebiega wpuszczanie ludzi do klubu. Jak wiadomo, od czasu Bitwy pod Płowcami zawsze czekamy z rozpoczęciem koncertu aż większość ludzi do klubu się wtłoczy. I od czasów Bitwy pod Płowcami zawsze znajdą się malkontenci, którzy zapominają, że nie są na koncercie sami i że poza tym, że udało im się wejść do klubu wcześniej, niczym nie różnią się od tych, którzy na wejście czekają. Na Boga, czy to tak trudno zrozumieć??? Nie mogąc doczekać się kogokolwiek z organizatorów, po 3 kwadransach podjęliśmy decyzję, że wychodzimy bez sygnału od klubu. Wyszliśmy, gramy „Każdy nowy dzień…” i nagle widzimy pierwszego lotnika, który spierdala się zaraz za barierki: na łeb i na szyję. Za chwilę drugi. I nie widzimy pod sceną ani jednego osobnika (tzw ochrona), który jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo na koncercie. Trzeba było powiedzieć komunikat BARDZO DUŻYMI LITERAMI, bo w odróżnieniu od gospodarzy publiczność nie jechała tego dnia na opóźniaczach. Czytając niektóre komentarze po katowickim koncercie, odniosłem wrażenie, że co poniektórzy, zdegustowani uczestnicy owego eventu mają we łbach buty miast oleum. Zadym w sprawie ochrony był związany z waszym bezpieczeństwem! Skoro nikt z odpowiedzialnych za to osób nie był odpowiedzialny, ktoś inny musiał zareagować. I zareagował. Koncert był na sporym spinakerze piekielnym, ludzi jak na Maracanie, pot zbierał się nawet w coca coli. Ocena:9