Niusy

19.03. 2007

26 marca 2007 roku – nowi Złodzieje w sklepach!

… ale już od 22 marca będzie można je kupić na koncertach Pidżamy Porno we Wrześni, Szczecinie i w Gdańsku. Singiel „Czekając na trzęsienie ziemi” wydany będzie tylko dla stacji radiowych, czyli nie będzie go można kupić w sklepach. Ale już dziś prezentujemy go w wersji clipowej. Miłego ściągania.

Dodatkowo można odsłuchać około 45 sekundowych fragmentów kawałków z tej płyty:
01. Gnijąca modelka
02. Ezoteryczny Poznań
03. 28 One Love
04. Stąpając po niepewnym gruncie
05. Poznańskie dziewczęta
06. Xero z kota
07. Czas, czas, czas
08. Czekając na trzęsienie ziemi
09. Porządek panuje w Warszawie
10. Bal u senatora ’93
11. Nasze nogi są jak z gumy

01.03. 2007

ZŁODZIEJE ZAPALNICZEK – 10 LAT PÓŹNIEJ

W drugiej połowie marca 2007 roku ukaże się nowe wydanie legendarnego albumu Pidżamy Porno „Złodzieje zapalniczek”. Album ponownie nagrywano późną wiosną, latem i jesienią 2006 roku, w żeleźnickim Studio Q, płytę zrealizował Tom Horn. Produkcją zajął się Grabaż z pomocą Kozaka. Na płycie znajdzie się 11 kawałków podstawowych, znanych z wydania pierwszego ( bez „Filmu o końcu świata”) oraz 3 nagrania bonusowe i jeszcze z dwie niespodzianki. Utworem promującym to wydawnictwo będzie piosenka „Czekając na trzęsienie ziemi”, do której Arek Szymański wysmażył klipa. A oto co w tej historii ma do powiedzenia Grabaż….

W lutym 2007 roku minęło 10 lat od ukazania się tej słynnej płyty Pidżamy. Przez wielu uznawanej za pierwszą „poważną” płytę w dyskografii PP. Najtrafniej ujął zawirowania z kolejnością pidżamowych krążków PDW, pisząc …”Pidżama to zespół, którego trzecia płyta ukazała się jako pierwsza a pierwsza jako trzecia…”.

„Złodzieje” byli nagrywani w 1996 roku. Dziwny to był czas… Zespół reaktywowany rok wcześniej funkcjonował wówczas na tzw. „scenie niezależnej” i w pierwszym roku koncertował całkiem sporo – jak na warunki kapel scenowych, zagraliśmy bodaj z 15 koncertów ( z tego 5 w Poznaniu), wydana na kasecie na 4 kawałkowa epka „Zamiast burzy” spotkała się z zadziwiająco dobrym przyjęciem krytyki i publiczności.

Rok później już tak niebiańsko nie było. Zespół zaproszono raptem na 6 koncertów. Ciężko przy takiej liczbie sztuk było utrzymać zespół. Każdy oczywiście chodził do „normalnej pracy”. A i tak brakowało kasy na jakiekolwiek zakupy sprzętowe, na koncerty jeździliśmy prywatnym autem Grabaża, pakując ze sobą tylko gitki, stopę i werbel. Zaczęło to śmierdzieć jakimś upiornym hobby.

Reaktywując zespół, byłem wstępnie „po słowie” z Pietią, właścicielem ówczesnego „niezależnego giganta” QQRYQ, który wyraził chęć sfinansowania i wydania nam płyty. W miarę zbliżania się terminu nagrywania, deklaracje kolegi Wierzbickiego deformowały się w gęstniejącej mgle niedomówień i telefonów głuchnących nagle… Inni giganci sceny – NNNW – zaproponowali nam 10 % w płytach, które to sami mieliśmy opylać po sklepach i po Czad giełdach. Jeszcze dzisiaj kiedy to piszę i sobie przypominam, na skondensowane rzygi mnie się zbiera.

Wówczas pojawiła się Migrena Records czyli Max z Post Regimentu i jakiś jego koleżka. Label miał być dystrybuowany przez jakiegoś majorsa. Najbardziej żałuję, że nie zachowała się umowa z tą firmą. W odróżnieniu od NNNW składała się z 3 stron (tamta z jednej), 3 krotnie również większy bił z niej kosmos – na przykład zapis, że umowa traci ważność kiedy Maksa lub kolegę relegują z pracy. Ale ci aktywiści obiecali przynajmniej jakiś pieniądz na nagranie…

Zaczynaliśmy to robić w momencie kiedy zespół praktycznie nie istniał. Jacek, nasz ówczesny basista, w połowie kawałka urywał się do pracy (uczył angielskiego w szkole), Kozak przyjeżdżał z Piły (pracował w Radio Henryka S.) na dwie godziny i nie za bardzo znał kawałki, które miał nagrywać, raz na jaki czas wlatywali do studia Sweet Nojsi i zabierali wzmacniacze, bo na koncert jechali. Wtedy przerzucaliśmy się na Eltrony. Dziadek, realizator płyty, utrzymywał, że żaden piec nie ma takiego soundu i wygaru jak sprzęt z Wrześni. Więc dochodziło do sytuacji, że jedna część piosenki nagrywana była na Gallien Krugerze a druga na Eltronie… Atmosfera nie była bojowa. Dużo fajniej zagraliśmy te kawałki na demo, rok wcześniej, ale wtedy jeszcze wszyscy pamiętali jak się je gra i nikt do pracy nie zasuwał, bo nagrywaliśmy je w weekend.

Materiał rejestrowaliśmy na zwykłe kasety magnetofonowe i czterościeżkowy kaseciak marki Yamacha ( a co?) w Studiu Czad w Swarzędzu. Wszystkie ślady bębnów Dziadek zmiksował na jeden track, pozostałe 3 zajęły gitary. Wokale i dogrywki mieliśmy nagrać w Studio Giełda w Poznaniu…

W tamtym okresie wynajęcie tego studia wiązało się z galaktyczną kasą, niewyobrażalną i nieosiągalną dla nas… no ale mieliśmy obietnicę z Migreny Rec… Wolne, czterogodzinne terminy były tylko w okolicach południa, kiedy discopolowcy szli zeżreć obiad. Niejaki Sokół (Bolter, Just5) przeżywał okres kolosalnej prosperity, więc trzepał tam muzykę na kilogramy. Kasy miał jak lodu więc obiad żarł długo, na szczęście.

W Giełdzie nagrywało się analogowo, na tzw. „szeroką taśmę” – stół każdorazowo należało konfigurować pod nasze ustawienia. Trwało to około 1,5 godziny, więc na nagrania zostawały trzy godziny. Zresztą cały materiał zmiksowaliśmy w 4 godziny. Oto wielka tajemnica mega brzmienia tej płyty.

Wiedziałem już wtedy kilka rzeczy… Pierwsza: gdybyśmy nie nagrali tego szajsu, Pidżama zdechłaby na suchoty. Druga: gdyby ta płyta się nie ukazała to najprawdopodobniej nie miałbym siły bawić się w to ponownie. Trzecia: pomimo świadomości oczywistego wiocherstwa tego materiału, żywiłem niezachwianą wiarę w moc tych piosenek, wiedziałem, że same w sobie są kurewsko niezłe. Czwarta, kto wie czy nie najważniejsza: trzeba tak szybko jak to tylko możliwe wypierdalać ze sceny niezależnej, odciąć się od tego zapyziałego i zdogmatyzowanego getta, by nie zostać na wieki: frajerem, frustratem, alkoholikiem i koniec końców – niewolnikiem nijakości i jedynie słusznej, ideologicznej biedy.

Migrena Rec. oczywiście zbankrutowała i legła w gruzach – w momencie kiedy trzeba było zapłacić za studio. Podejmowałem próby upchnięcia „Złodziei” różnym firmom – żadna nie była zainteresowana, ani te rekiny, ani niezależne karasie, jedynie SP Records wyraziła wstępne zainteresowanie – ale i w ich przypadku umarło to przy pierwszym podejściu. Szef Giełdy wysyłał do mnie prokuratora. Kasę na wykup taśmy wyłożył mój brat, Marcin Grabowski. Pomnik mu kiedyś za to postawię.

Zostaliśmy więc właścicielami materiału z fajnymi piosenkami, tyle że chujowo nagranych. Koncertów jak nie było tak nie było. Dawaliśmy te numery do posłuchania wielu osobom, mało komu się podobało, nawet zawsze nam życzliwy PDW, twierdził że mimo niezłych kawałków produkcja kuleje i trzeba by nagrać raz jeszcze. Pomyślałem sobie w duchu ( co rzadko mi się zdarza): na chuj dałem ci się Dunio, nabrać na tę zasraną reaktywację, skoro nawet i ty nosem kręcisz.

W ostatnim akcie rozpaczy wykręciłem jeszcze raz. do Pietrzaka. Przyjechałem do Warszawy. Poszliśmy z Duninem do niego. Wziął materiał. Po miesiącu zadzwoniłem i spytałem co dalej? Powiedział: słaby ten materiał, ale mogę go wydać, jak ci zależy, przyjedź podpisać umowę.

Jeden, jedyny raz w życiu zaspałem na pociąg. Umówiliśmy się na 11.30… wsiadłem w auto i w 3 godziny 15 minut byłem pod Anielewicza, Pietrzak spóźnił się dwa kwadranse:… Słuchaj, ja ciebie bardzo przepraszam, ale zaraz muszę iść do szkoły. Co to była za umowa!!! Wyszło na to, że gdybym miał wąsy, to nie mógłbym ich przez 10 lat zgolić. Drugi pomnik dla Pietrzaka….

Pamiętam jeszcze premierowy koncert – w warszawskim kinoteatrze Tęcza, na Żoliborzu, w lutym 1997 roku. Koncert zorganizował Dunin sam, bo SP się nie chciało. W dzień koncertu nastąpił atak monstrualnej zimy i musieliśmy zostawić bus ze sprzętem w Poznaniu, pojechać do stolicy pociągiem i kombinować sprzęt po znajomych. Przyszedł komplet, całe 400 osób. Tak to się zaczęło…

Od tamtego dnia wiele się zmieniło. Na licznikach mamy 10 lat więcej, 8 płyt, z 500 koncertów, pracę magisterską na nasz temat, coraz trudniej nam na siebie patrzeć bez śmiechu, wymieniła się nam kilka razy nasza publiczność, niektórzy przychodzą na koncerty z dziećmi, inni z drugimi żonami, przestali kochać nas krytycy w Warszawie (15) i we Wrocławiu (1), nawet Dunin woli Masłowską… Pomnik dla Dunina.

Nie wiem jak długo będę miał siłę pociągnąć ten cyrk dalej, podskórnie czuję, że bliżej nam niż dalej do brzegu, do kresu. Na razie tylko Czas, przechodząc obok drzwi moich, chrząka znacząco, jakby chciał powiedzieć: SZYKUJ SIĘ!!!.

Kiedy w lipcu 2006 roku na forum Pidżamy rozpoczęła się dyskusja nad celowością, a raczej bezcelowością powtórnego nagrania „Złodziei Zapalniczek”: że to bez sensu, dla kasy jeno i czarne chmury nad Bałtykiem i Tatrami, napisałem, że ta płyta to mój kaprys, za swoją kasę zresztą. Dziś dodam również – bym się w piekielnych łóżkach smażył znośniej, że przynajmniej w tym temacie, zrobiłem wszystko, jak Pan przykazał talenta rozdając. To dla tej płyty, pierwszej po 10 latach czekania ( „Złodzieje” były pierwszym moim krążkiem CD, który stanął na mojej półce z płytami) wszedłem drugi raz do tej samej rzeki i nie utonąłem. Więc drogie misie – pocałujcie wujka w podogonie, bluzgajcie, narzekajcie do woli i nie kupujcie tej płyty, proszę.
g.

27.02. 2007

Pidżamy koncerty w marcu

22.03 / czwartek / Września / Dom Kultury
23.03 / piątek / Szczecin / Słowianin
25.03 / niedziela / Gdańsk / Kwadratowa
30.03 / piątek / Łódź / Dekompresja
31.03 / sobota / Kraków / Klub Studio
01.04 / niedziela / Katowice / Straszny Dwór

10.01. 2007

Grabaż w Krakowie…

już w najbliższy poniedziałek o godzinie 18.00

We wszystkim jest poezja? – PANEL DYSKUSYJNY

Udział biorą:
Krzysztof „Grabaż” Grabowski
Julian Kornhauser
Kot Przybora

Prowadzenie:
Jarosław Lipszyc

Spotkanie rozpocznie pojedynek slam poetry:
Maciej Kaczka vs Jaś Kapela

15 stycznia (poniedziałek) 2007 r.
godz. 18.00
Sala Mehofferowska
Wydawnictwo Literackie
ul. Długa 1
Kraków

17.12. 2006

PO 19TCE. PIDŻAMA O SWYCH URODZINACH.

POZNAŃ.
Było jeszcze więcej ludzi niż przed rokiem. W kategorii „frekwencja w miejscach zamkniętych” Poznań jest rekordzistą. Absolutnym rekordzistą!!!
Drugi raz pod rząd zdarza nam się zaczynać urodzinowy cykl na własnych śmieciach. Nie wiem sam do końca czy to aby na pewno najlepszy pomysł – zawsze jest to skażone niepewnością, trzęsącymi się kończynami, niekończącą się listą znajomych i niepokojem czy kogoś nie zapomnieliśmy wpisać, zaprosić. To wszystko można przeżyć, tylko dlaczego na pierwszym koncercie?
Tym razem pan od świateł nie spalił się w blokach, światło rozbłysło na czas… i okazało się, że dla części widowni nie stanowi to żadnego hamulca, spore grupy ruszyły do wyjścia przed 2 bisem, może to taka p-ńska tradycja?
Generalnie koncert wspominamy sympatycznie, chociaż już na początku sztuki siadł prąd – czyli to coś co lubimy najbardziej :P. Po kilku dniach sprawdziłem – na koncercie nie pojawił się Pegaz, DJ z Eski Rock, z którym te upierdliwe zonki wiązałem do tej pory (Pegaz był na 2 gigach SNL, na Agrykoli i w Mysłowicach – 2 razy wysiadł prąd). Potem okazało się, że kabel zasilający przecięli ochroniarze, manewrując barierkami. Zaś pod samymi barierkami było piekielnie… dobrze, że tym razem zrezygnowaliśmy ze swoich łapaczy, bo pewnikiem nie poradziliby sobie. Tego wieczoru – także większość naszych akumulatorków pokazało nam środkowy palec, sam zmieniałem baterie 4 razy. A na bisach do tej apokaliptycznej serii dołączył mikrofon. Ja osobiście najbardziej żałuję, że na wejście Ziggiego, „Hej Kolejorz” nie zabrzmiał groźniej, Munio zrewanżował się nam zresztą we Wrocławiu nazwą klubu, który w Pyrlandii nie cieszy się przesadną sympatią. Ale wszystko dobre co się dobrze kończy. Ocena: 9,5

WROCŁAW.
Po koncercie nasi goście: Titus, Tomek i Muniek, zupełnie niezależnie od siebie stwierdzili zgodnie, że zrozumieli czym dla nas jest granie w Poznaniu. Zresztą słuchając nagrań z Uro we Wro nausznie się przekonałem, że oni sami byli pewniejsi niż dzień wcześniej.
Cieszyliśmy się na ten koncert … bo bardzo nam styka i wrocławska publika i WFF i pamiętaliśmy, że przed rokiem grało nam się tu najfajniej. I nie przejmowaliśmy się kiepską przedsprzedażą biletów, bo przekonano nas, że kupowanie biletów we Wro dopiero w przeddzień, to norma. Rzeczywistość potwierdziła te regułę. W WFF było Was ponad 2000! I zdążyły dojechać kamery.
Z rzeczy na minus: klaskanie na „3”… polecieliście taką wolną amerykanką – że w pewnym momencie cały band (przyznawaliśmy się do tego po koncercie) nie wiedział gdzie jest raz :). W drugim podejściu poszło już O.K.
Z rzeczy na plus: trza stwierdzić, że Wro dał radę. Nieodwołalnie :)
Ocena: 9,5

WARSZAWA.
Przed rokiem o naszych urodzinach w Palladium napisałem „…To czego dokonali Warszawiacy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Power nieziemski, super energia, niesamowita interakcja na linii: publika-scena. Po koncercie długo nie mogliśmy uwierzyć, że to działo się w realu.{…}. Nic nie jest w stanie zabronić powiedzieć nam, że to był genialny koncert! […]. To publiczność, jej udział w tym koncercie sprawił, że wszyscy pozwoliliśmy sobie pofrunąć totalnie wysoko. Najwyżej…”
W tym roku było jeszcze lepiej. To był najlepszy koncert P.P. w tym roku, zaś ja, jeszcze nigdy – dziękując ludziom za koncert – nie robiłem pompek. I powiem szczerze, że nie pamiętam wcześniej takich chwil, bym na koncercie czuł się jak niebie. Krótko po koncercie, w garderobie – odniosłem wrażenie, że wszyscy – którzy byli na scenie myśleli i czuli podobnie. Słów brakuje: Ocena 10×10 czyli „Dycha Dych”

KRAKÓW.
To był nasz „najkameralniejszy” koncert, ponoć było Was „tylko” półtora tysiąca, niemniej Studio wyglądało tak jakby w swoich progach urządziło obóz uchodźców. Najbardziej baliśmy się temperatury, grając tu w kwietniu, byliśmy bliscy zejścia (tak blisko jak nigdy) – no i było czego się bać, a powiedzieć mógł to każdy, który widział Kuzyna po koncercie – wyglądał mniej więcej tak jak Kowalczyk Justyna na Igrzyskach, kiedy wycofała się z biegu. Zresztą po Waszej stronie też nie wyglądało to lepiej. Taki cały urok owego zamieszania. Koncert sympatyczny, choć w klaskaniu na „3” pobiliście Wrocław o 3 długości:). Było za to bez jaj… No i fajny after na koniec trasy. Ocena: 9,5

Podziękowania:
• Przede wszystkim Wam, którzy na koncertach nas wspieraliście – swoją obecnością, dłońmi, butami i gardłami, Wielkie dzięki!!!

• Tomkowi K., Gutkowi, Titusowi oraz Muńkowi za pozytywny klimat i bycie razem w tych dniach.

• Mirmiłowi, Ruskiemu, Panu Areczkowi, Wójcikowi, Kartoniarzowi i Kartonelli

• Końcowi Świata – w szczególności za „Styropian”, wzmacniacz i Czarne Janki. Pawilonowi za wytrzymanie presji – 3mamy kciuki!

• Andrzejowi Jegliczce i Go Ahead!, Niedźwiedziowi (żelazne nerwy), Robertowi, Mariuszowi Plucie i Wierzbie – „smutnej trójce z Palladium” i Łukaszowi Maraszkowi – organizatorom urodzinowych zamieszań

• Albertidze, Lasce i Zebrze za porządek na scenie. Udały nam się Skutery :)

• Esce Rock

• Kamerzyści & Kronikarze: Arek Szymański, Kudłaty i spółka

• Naszym fotografom: Orant, Pawłowi, Macey?owi, beretowi

• „Słodkiej” Vendzie, Regdosowi, Lisowi, Angusi (coż za smycz), Flanelowi, Olczykowi z mamą, Ax, Silesia Crew (Picco, Suska, Karlos, Morrison, Sirmycha and co) i wielu innym

06.12. 2006

BRAK BILETÓW

UWAGA !!! Na koncerty urodzinowe w Krakowie oraz Warszawie ***WSZYSTKIE*** bilety zostały już sprzedane.

30.11. 2006

Ważne sprawy

Serdeczne prosimy Państwa o dokładne zapoznanie się z godzinami rozpoczęcia koncertów urodzinowych, a przede wszystkim z porą wpuszczania do sali.

Koncerty będą się rozpoczynać punktualnie o podanych godzinach, a więc wczesne przybycie zwiększy szanse na obejrzenie całego koncertu.

27.11. 2006

Kamery na URODZINACH

Będziemy nagrywać 3 z 4 urodzinowych koncertów: Wrocław, W-wę oraz Kraków. Stan sprzedaży biletów w 2 ostatnich miastach pozwala przypuszczać, ze będzie tam bardzo gorrąco. Wrocław… jak Wrocław, zwykle poddaje się ostatni. Niemniej nie będziemy wykonywać ruchów, pamiętając ubiegłoroczne wypadki podczas XVIII Uro PP. Prosimy
ubrać się byle jak :P