Niusy

26.01. 2004

Strachy – nowy klip i koncerty

Powstał nowy teledysk Strachów! Tym razem do BTW (Mamy tylko siebie). Autorem clipa jest Wojtek Hoffmann – ten sam człowiek współpracował wcześniej z Pidżamą Porno („Bonton na ostrzu noża”) i ze Światem Czarownic. Premiera na stronie www.strachynalachy.art.pl już wkrótce…
Wszystko wskazuje, że w marcu Grabaż i Strachy Na Lachy ruszą w kraj z koncertami. W planach: Katowice, Kraków, Łódź, Warszawa, Koszalin, Piła, Poznań, Wrocław, Lubin. Szczegóły już wkrótce…
update: klip można już ściągać ze strony www.strachynalachy.art.pl

15.01. 2004

Pidżama Porno. Koncerty zimowe.

29 stycznia / czwartek – Namysłów / Avanti
30 stycznia / piątek – Gliwice / 4 Jeźdźcy (cnu)
31 stycznia / sobota – Sieradz / Miejski Dom Kultury
05 lutego / czwartek – Bolesławiec / Sala Forum
06 lutego / piątek – Konin / Miejski Dom Kultury
07 lutego / sobota – Wrocław / Od zmierzchu do świtu
27 lutego / piątek – Zabrze / CK Wiatrak
28 lutego / sobota – Oświęcim / Menago

CNU – znaczy, że czekamy na umowy a w Gliwicach, Sieradzu, Bolesławcu i Koninie zagramy po raz pierwszy w naszej historii. Cieszmy się i radujmy! Koncerty Strachów – być może wkrótce…

24.12. 2003

Prezent na gwiazdkę

Dzisiaj mieliśmy wizytę Gwiazdora w prezencie przyniósł On płytę „ulice jak stygmaty” w mp3. Zapraszam do ściągania do działu media.

16.12. 2003

Figazmakiem a sprawa polska…

Dostajemy mnóstwo sygnałów o rzekomych nieprawidłowościach przy odtwarzaniu płyty Strachy Na Lachy, konkretnie: przy utworze 10, zamiast radosnych i upojnych dźwieków pojawia się 10 sekundowa cisza, która dla niewtajemniczonych brzmi co najmniej złowrogo…

Ta cisza to nasz protest (co za gróźne słowo…) skierowany do kręgów decyzyjnych w wielkich wytwórniach płytowych, które kolejny raz zlewają nasze prawa do pisania własnych tekstów do… czego nam się podoba. W miejscu gdzie obecnie na płycie jest owa cisza, miała być piosenka „Hej kobieto po co ten płacz” – bedąca impresją Grabaża wobec światowego evergreena V. Forda „No woman no cry”, do czego Grabaż, jako twórca ma święte prawo.
Mimo trzykrotnych, oficjalnych prób uzyskania zgody na wykorzystanie tych polskich słów w tej piosence, trzykrotnie otrzymywaliśmy kategoryczną odmowę powołujacą się na stanowisko właścicieli (kimkolwiek by byli, bądź są…). Dwa razy w ten sposób rozwalono nam całościową koncepcję albumów: najpierw Pidżamy Porno „Marchef w butonierce”, teraz Strachów.
Co dziwniejsze, to jakoś nikt nie zgłaszał protestów, nie wyrażał totalnej niezgody w momencie ukazania się składanki RMF z koszmarnymi, polskimi wersjami tekstowymi światowych standartów, śpiewanymi przez tzw. „polskie gwiazdy estrady”. Czy dlatego, że wydawał ją komercyjny, miedzynarodowy moloch?

Z drugiej strony utwór „No woman no cry” jest na tyle popularnym utworem, posiadającym wiele tysięcy interpretacji (a za tym wiele tysięcy takich zgód wydano…), że totalnie niezrozumiałym jest fakt braku takiej zgody w wypadku, gdzie polski tekst Grabaża ewidentnie jest dziełem sztuki samym w sobie.

W naszych propozycjach, każdorazowo artysta (Grabaż) i jego wytwórnia (SP. Records) całkowicie zrzekały się wszelkich pieniędzy z tego artystycznego wykonania. Co znaczy, że całość kwot uzyskanych z tej piosenki zasiliłoby konto właścicieli praw do tej piosenki, zaś Grabaż za napisanie swego tekstu nie otrzymałby nawet przysłowiowego szeląga… Być może stwierdzano, że liczba potencjalnie sprzedanych płyt nie jest na tyle opłacalna, by takiej zgody udzielić? Co to jednak ma wspólnego ze sztuką? Czy ktokolwiek z odmawiających zdaje sobie sprawę z tego, że jedną z wizytówek Grabaża, jako twórcy piosenek, są jego niepowtarzalne, polskie wersje światowych hitów? Wersje, które są autonomicznymi dziełami sztuki, wersjami które tchną w dzieła uznane, zupełnie inne światło, dające im całkiem nowe, świeże życie?
Prawo – jakkolwiek głupie by nie było – stoi jednak po stronie odmawiających, po raz kolejny więc uszanowaliśmy tę decyzję, podporządkowaliśmy się głupiemu prawu. Po raz kolejny biurokracyjnymi restrykcjami i groźbami położono szlaban naszym artystycznym wizjom i marzeniom. Stąd też nasz protest i ta cisza w samym środku naszej nowej płyty.

Pourodzinowe komentarze

Tak w ogóle to wymyślając sobie tegoroczne urodziny PP postanowiliśmy zaprosić na nie Artura Rojka. Zadryndaliśmy, przedstawiliśmy pomysł… Rojek się zapalił i pomysł kupił, dalej prowadziliśmy rozmowy z managmentem, który lojalnie nas uprzedził, że może być problem z terminami, gdyż Myslovitze płytę wydawać będą, a nie wykluczone są także ich wyjazdy na west. Niestety mieli rację. Mimo, że całe urodzinowe zamieszanie przełożyliśmy o tydzień później, nie udało się znaleźć ani jednej daty pasującej nam i Arturowi. Umówiliśmy się zatem na przyszły rok…
Z Glacą sprawa wyszła dokładnie tak samo spontanicznie jak z Rojkiem, jechaliśmy busem na koncert, gadaliśmy o tym i o owym…. i ktoś rzucił: „…. hej a Glaca…?” Julo od razu powiedział, że zajebiście, bo zaśpiewa „Krew”. Przeszło jednogłośnie.
Ze Świetlickim sprawa jest jasna, bo to ulubiony zięć teściowej, grzeczny człek, dobrze wychowany…
Wojtek Wojda: z różnych stron dochodziły do nas głosy, jakoby się nasze dwie kapele nie lubiły, trzeba to było sprawdzić w walce….
Kazik Staszewski: w momencie kiedy okazało się, że jest wstępna zgoda na urodziny w Rzeszowie, od razu pomyślałem, że warto byłoby powtórzyć Poznań i Warszawę z 2002 roku. Termin (jedyny wolny) przypasował. No i się nie pomyliłem :)

Rzeszów. Zamieszania z tym koncertem było najwięcej, ale po kolei: doskonale pamiętaliśmy nasz występ w Akademii z 1 marca, ten tłum ludzi, te napięcie, emocje i wspaniałą zabawę. Od razu po tym koncercie pomyślałem sobie, że warto byłoby zaryzykować tu urodziny… Robert Wróbel, szef Akademii, tradycyjnie długo bał się powiedzieć „tak”. Jeszcze na początku listopada więcej było znaków zapytania niż konkretów, stan był taki, że aż sam zacząłem się bać. W końcu Robert się zdecydował i po raz kolejny się nie pomylił. Wyszła sztuka, której my sami długo nie zapomnimy, Wy w Rzeszowie pewnie też nie. Takiej zabawy na koncercie w klubie nie mieliśmy chyba nigdy, czasami bywało już tak ostro, że aż sami się o Was baliśmy. Tu brawa dla ochrony, której szybko udawało się wynosić z tłumu tych, którym trzeba szybko było pomóc. Po koncercie żałowaliśmy tylko, że nie udało się zrobić z Glacą „Ballady o krwi prawdziwej”, bo nastąpiła w tym temacie blokadka. Poza tym śpiewaliście z nami wszystko co się dało, nawet kawałki, których nie ma na naszych płytach. Obsługa w Akademii – jak zawsze numer w kraju, miła imprezka w Azylu trwała do późna. Ocena za Rzeszów: max, czyli 10!!! Bezdyskusyjny the best!!

Warszawa. Już drugi raz z kolei naszym warszawskim urodzinom czegoś brakuje… Teraz to już nawet sami zaczęliśmy się zastanawiać nad przyczynami. Niby wszystko jest ok. Ludzi przychodzi więcej niż zawsze, ale brakuje nam tej atmosfery z koncertów sprzed 2, 3 czy 4 lat, kiedy razem z Warszawiakami robiliśmy w Proximie mistyczne misteria. Kiedy 10 dni wcześniej graliśmy w Warszawie półoficjalny koncert na SGH odnieśliśmy wrażenie, że zabawa była bardziej spontaniczna… teraz po koncercie urodzinowym w Proximie, Kuzyn w garderobie zapytał: „…czy oni nas dzisiaj czasem nie zlali…?” Faktem jest, że nastroje mogłyby być u nas takie, a nie inne, bo już wtedy wiedzieliśmy, że Rzeszowowi nic już nie dorówna, bo takie sztuki jak ta rzeszowska gra się 2, 3 razy w roku… Dodatkowym faktem dołującym nas była bramka z Proximy, której kilka razy nie udawało się zdążyć na czas. Dopiero nazajutrz kiedy przeczytaliśmy Wasze opinie w necie, po Proximie, uspokoiliśmy się znacznie i z trochę innego kata zaczęliśmy na ten temat zerkać
Z rzeczy zdecydowanie na plus: to duet Glacy i Kozaka w „Krwi” – prawdziwy killer z tego wyszedł, być może dożyjemy takiej chwili kiedy Glacyk sam zaśpiewa ten kawałek oraz że happysad okazali się tak samo zajebistymi koleżkami jaką grają muzykę. Wszyscy w PP staliśmy się ich fanami i wróżymy im dużą karierę. Dla nas happysad to odkrycie 2003 roku. Nie przypominam sobie zespołu, którego piosenki byśmy sobie śpiewali w busie. Ocena: 8

Poznań. Wiadomo: własne śmiecie, największa sala, najwięcej ludzi, najwięcej znajomych, rodziny, dzieci, kwiaty, szampany i olbrzymi organizacyjny spinaker. Poznań kolejny raz nie zawiódł, kolejny raz dał radę. Największy zakręt przeżyliśmy z Glacą, który tego samego dnia grał na koncercie z piosenkami Jacka Kaczmarskiego w Warszawie i do Poznania przyleciał samolotem. W Zamku był na 10 sekund przed swoim planowanym wejściem. Okazało się że poznaniacy okazali się perfekcyjni. Macie też od razu oficjalne wyjaśnienie dlaczego koncert PP trochę się obsunął w czasie. Fajnie wyszły wreszcie „Wakacje w Iraku” w duecie ze Świetlickim, był przeciąg jak należy, poczem Świetlicki się zapadł pod ziemię. Spotkałem się z Marcinem, dopiero w poniedziałek rano. Przeżył. Najfajniejszy w Poznaniu był finał z udziałem gości: Wojtka i Glacy i reszty Sweet Noise w Pasażerskim. To był prawdziwy Grand Finale. Ocena: 9. czyli drugie miejsce

Pourodzinowe Podzięksy: Glaca, Świetlicki, Kazik, Wojtek Wojda, happysad, Robert Wróbel, Akademia, Paweł Wierzbicki, Andrzej Jegliczka, Fotis, Ranus, Grzesio Kwiecień, Morrison, Miła, Regdos, Picco, Planet_of_sound, Rafał Nowakowski, Sylwia Lato, Wieteska, Skuter, forum P.P. :), :),
Szacunek: publika: Rzeszów, Warszawa, Poznań

03.12. 2003

Interaktywny Grabaż

10 grudnia (środa) o godzinie 16.00 będzie można porozmawiać z Grabażem na czacie onetu.
Również 10 grudnia Grabaż będzie gościł w radiowej Trójce o godzinie 19.05 w programie „Trójkowy Ekspres”

04.11. 2003

XVI urodziny Pidżamy Porno

9 grudnia / wtorek
Rzeszów / Akademia
11 grudnia / czwartek
Warszawa / Proxima
13 grudnia / sobota
Poznań / CK Zamek
goście:
Kazik Staszewski
Marcin Świetlicki
Glaca
goście:
Marcin Świetlicki
Glaca
Wojtek Wojda-Farben Lehre
support: happysad
goście:
Marcin Świetlicki
Glaca
Wojtek Wojda-Farben Lehre
support: happysad
więcej… więcej… więcej… rezerwacja biletów
27.10. 2003

Pidżama po Jesiennym Trasie. Zdań kilka.

Mikołów. Mały i ciasny klubik, ale za to jaka atmosfera: bardzo Śląska czyli serdeczna i rewolucyjna zarazem. Mimo kilku krytycznych uwag (Picco) dotyczących komfortu odbierana koncertu my byliśmy bardzo zadowoleni. No może z wyjątkiem kapusty… Nota: 8,5

Nowy Sącz. Mieliśmy ponad roczną przerwę w graniu w tym mieście. Nie za bardzo mogliśmy znaleźć miejsce po tym jak zniknęła Fabryka a Mruku częściej siedzi w Krakowie. Ale w tzw. „międzyczasie” wyświetlił się niejaki Ecik – nasze największe odkrycie Jesiennego Trasa – i koncert został zorganizowany rewelacyjnie. Wyszła nam najlepsza sztuka w N. Sączu w historii i bawiło się z nami blisko 500 osób – to również sądecki rekord. Koniecznie musimy wspomnieć jeszcze o pokoncertowej imprezce u Zimy. Bardzo było MIŁO ;) Nota: 9

Stalowa Wola. Ostatnim razem grając w tym mieście zamykaliśmy ten lokal – teraz jego działalność inaugurowaliśmy. Kiedy przyjechaliśmy do Kwadrata trwały jeszcze, pod okiem słynnego Sety, ostatnie kosmetyczne wykończenia. Tradycyjnie w takich przypadkach pojawiły się problemy techniczne, które jednak udało się nam pokonać. Z szumnie zapowiadanego najazdu łysej hołoty wyszły nici, wyszedł za to bardzo energetyczny koncert. Nota: 8,5

Mielec. Koncert organizowany prawie na ostatnią chwilę. Stało się tak w wyniku krachu z Krosnem. Wielkie dzięki dla naszego starego fana Grzesia Maja, któremu spadliśmy na głowę i siedzieliśmy na niej całe dwa dni. Tu zresztą zaczęły się nasze tradycyjne kłopoty ze zdrowiem. Część składu się zatruła, część przeziębiła. Jak się okazało katar, kaszel i czerwone gardło były naszymi najwierniejszymi fanami w całej podróży – jeśdziły z nami do samego końca. Koncert – chyba najkameralniejszy na całym trasie – ale było lepiej niż za ostatnim razem w Mielcu. Nota: 7

Lublin. Takich tłumów w Graffiti na Pidżamie jeszcze nie było. Zabawa jak zwykle w Lublinie na całego. Szkoda, że gramy tu tylko raz w roku. Nota: 9

Ełk. Jeden z najdłuższych przelotów na trasie. Z tego faktu najbardziej cieszył się Wójcik ;) Kulminacyjny punkt zmagań ze zdrowiem i mimo że koncerty w domach kultury nigdy nie zaliczaliśmy do naszych ulubionych ten rozczarował nas na plus w sposób niespotykany. Jak powiedziała Ewa, organizatorka naszego ełckiego grania: ludzie odrobili lekcje. Byliśmy pod dużym wrażeniem. Różnice z poprzednim naszym występem w Ełku – kolosalne! Zachowaliście się jak rasowa publika nie przymierzając w Warszawie. Duży szacunek! Nota: 9

Białystok. Rekord frekwencji. Wszystkie bilety sprzedane. Tłum w Gwincie nie spotykany przez nas dotąd. Jednak nie zawsze ilość przechodzi w jakość. Dało się odczuć, że sporo ludzi pojawiło się w Gwincie na koncercie, nie na Pidżamie. Po raz kolejny też w klubie były tak fatalne światła, że nasza widoczność kończyła się na ochronie. Nie wiemy – być może jest to jakaś usterka konstrukcyjna w Gwincie, ale w innych klubach ludzi słychać głośniej i donośniej, w Gwincie, kiedy było mniej ludzi chyba też. W sumie jednak – mimo tych kilku chłodnych uwag było całkiem sympatycznie. Nota: 8

Toruń. Najbardziej sinusoidalny przystanek na Trasie: czyli mordercze spotkanie nieba z piekłem. Fatalny organizator i fatalny sprzęt – byliśmy bardzo blisko wyjazdu z Odnowy, ci którzy tam byli – świadkami – koncert trzeba było przerywać chyba z 4 razy. Obsługa sprzętu nie potrafiła go naprawić, w dodatku twierdzili, że to nasza wina, bo gramy za głośno. Sprzętem musieli zająć się Ruski & Mirmił – nasza technika. Na dodatek w nocy w hotelu okradziono Grabaża, który zapomniał się w pokoju zamknąć na noc. Straty: blisko 5 tysięcy złotych, w tym kurtka, telefon, taśma matka z nagranym na Mini DV koncertem PRL. Jednak z ręką na sercu możemy powiedzieć, że mimo tych wszystkich dołerskich klimatów udało się zagrać nam najlepszy koncert na trasie. Toruniacy przeszli samym siebie i to kilka razy. Atmosferę dało się porównać do majowego grania w Piotrkowie Trybunalskim. Nota: 9,98

Wrocław. Również rekordowa frekwencja i refleksja podobna do tej z Białegostoku. Pomijając kwestie wygody, bezpieczeństwa, rozmiarów klubu – w czasie koncertu chyba trochę tęskniliśmy za atmosferą z 5 nutek. I w WZ-ecie i w Nutkach zawsze przychodziło nam staczać boje, tyle że mimo wszystko, w Nutkach ginęło się nam przyjemniej. Nota: 7,5

Katowice (I)&(II). Uwielbiamy tutaj grać. Nie spotyka się nigdzie w Polsce takich miejsc jak Gugalander, gdzie kumplujesz się z wszystkimi: z szefostwem, obsługą baru, bramką, właścicielami sprzętu. Nie ma w Polsce drugiego takiego miejsca, gdzie spotyka się tyle sympatycznych postaci jak tu. Nigdzie jeszcze do tej pory nie zdarzyło się abyśmy zgodzili się dopuścić publiczność do mikrofonów. W Katowicach na drugim koncercie ekipa z forum PP tak sympatycznie zaryczała „Pryszcze”, że do dzisiaj pewnie niektórzy nie zakumali o co w tym wszystkim chodziło. Tak czy owak – brawa za odwagę. Kiedy dodamy jeszcze przywracający do sił pobyt w Aquaparku (dzięki Planet of Sound!!!) i wszechstronną pomoc Morrisona w poruszaniu się po Śląskich fyrtlach i nie tylko – to pozostaje nam tylko jedna nota: 10. Dzięki (!)

Kraków. O niebo lepiej niż przed rokiem. Jeden z najbardziej energetycznych gigów na całym Trasie. Pełno ludzi, bilety wyprzedane, publiczność mimo że liczna to pozytywnie nastawiona i wiedząca o co w tym cyrku chodzi. No i jeszcze raz Aquapark i sobota w RE no i MIŁO ;) chociaż krótko. Blisko ideału: 9,7

Częstochowa. Nota: (0). Jeszcze raz przepraszamy.

Olsztyn (x2). Znów 2 koncerty w Andergrancie. Tym razem, w porównaniu z ubiegłym rokiem – znacznie lepszy pierwszy koncert. Tym razem chyba też przeszarżowaliśmy z własnymi siłami porywając się na dwa ponad dwugodzinne koncerty. Po pierwszym byliśmy już mało przytomni, W końcówce drugiego już tylko prosiliśmy wszystkich świętych o to by pozwolili nam dotrwać do końca. To była droga przez mękę, którą jednak Olsztyniacy nam uprzyjemnili fajną zabawą. Noty: (9) za pierwszy i (7,5) za drugi.

Łódź. Kolejny pidżamowy rekord frekwencji. Tylu ludzi na koncercie PP w Łodzi jeszcze nie było. Atmosferę koncertu chyba najlepiej oddają zdjęcia Rafała Nowakowskiego. Całość popsuli jedynie ochroniarze, którym zdarzało się traktować ludzi jak bigos. Dopiero po kilku rozmowach za kulisami udało się na nich wymóc „bardziej cywilizowane działania”. Niemniej Łódź – do tej pory zimna i nieodgadniona rozpaliła nas do czerwoności. Fajna pokoncertowa wieczorynka w Bibliotece. Nota: (9,5)

Leszno. Od razu na początku zauważyliśmy dużo lepszy sprzęt. To byli ludzie Fotisa, z którymi często pracujemy na urodzinach PP w Poznaniu. To bardzo ważny plus dla organizatorów, ponieważ sala w DK Kolejarz jest tragiczna, jeśli chodzi o akustykę. Teraz chyba było bardziej znośnie niż przed rokiem kiedy graliśmy koncert dla Asi Wiśniewskiej. Przed koncertem spotkaliśmy i rozmawialiśmy się z rodzicami Asi. Życzymy powodzenia w dalszej walce o zdrowie. Sam koncert – nota: (7,5)

Zielona Góra. Nie ukrywamy, że to jedno z naszych ulubionych miast na koncerty. Sam klub mały, sprzęt bardzo taki-sobie, zawsze już po 6 kawałkach jesteśmy jak po basenie… a koncerty TU zawsze rewelacyjne, ludzie bawią się jak szaleni to i my gramy naspeedowani do granic ostateczności. W Zielonej zagraliśmy chyba najdłuższą wersję „Antify” w historii, podobnie jak „Brudną forsę”. Nota: (9,5)

Gorzów Wlkp. To zawsze najtrudniejsze miejsce do grania w tym kraju. Nic bardziej nie mobilizuje do wysiłku niż rząd znudzonych i nie wyrażających wiele twarzy w pierwszym rzędzie, lub siedzących smutnie pod ścianami(sic!). Taka to gorzowska rzeczywistość koncertowa. Niemniej i tak to był chyba najlepszy nasz koncert w tym miejscu. Nawet czasami Gorzowiacy trochę z nami pośpiewali. Może warto raz byłoby pojechać i zobaczyć jak się bawią na koncercie w Zielonej? Nota: (5)

Wielkie dzięki: Miła, Planet of Sound, Morrison, Modrzef, Picco i reszta z silesian forum PP, Renata Parysz, Fraktal, Ecik, Mruku, Seta, Grzesio Maj, mielecka dentystka, Graffiti, Ewa Bogdanowicz, Mirek z Gwnita, Maurycy Męczakalski + Odnowa (to nie oni byli organizatorami), Bartek Skowronek, Edek, Gugalander Crew, Monika Molas, Szlachta is The King, Zdzisław Gnaciński i Dk Kolejarz w Lesznie, Maciek Dzikuć, U Ojca, Pani Ewa Hornik, Rafał Nowakowski i blisko 10 tysięcy uczestników Jesiennego Trasa PP i ponad 6,5 tysiąca kilometrów, które już są za nami.